28-letni pracownik firmy zajmującej się przeprowadzkami wracał do domu samochodem w nocy z niedzieli na poniedziałek, gdy nagle zorientował się, że system GPS zaprowadził go do wschodniej części Jerozolimy, o którą Izraelczycy i Palestyńczycy toczą zażarty spór. Gdy Nir Nachszon zrozumiał, że pomylił drogę i trafił do palestyńskiej dzielnicy Issawia, chciał zawrócić, ale było już za późno. "To Żyd!" - krzyknął jeden z obecnych w pobliżu wyrostków. Natychmiast na samochód posypały się kamienie. Rosnąca szybko grupa napastników wywlekła kierowcę z auta i zaczęła bić czym popadnie. Mężczyznę uratowała błyskawiczna reakcja jednego z przywódców arabskiej społeczności dzielnicy, tzw. muhtara, oraz jego synów. Wydarli oni ofiarę z rąk bijących i zabrali do swojego domu. Potem przekazali patrolowi policji, który zawiózł Nachszona do szpitala. "Miał szczęście, że przeżył" - powiedział dziennikarzom muhtar, którego nazwiska nie ujawniono. "Jesteśmy przeciwko przemocy z obu stron i musimy się jej przeciwstawiać" - dodał. Sam Nachszon powiedział w szpitalu, że bał się wyjść z domu swoich wybawców, ale usłyszał, że muszą go jak najszybciej wywieźć z dzielnicy, bo inaczej sami zostaną zaatakowani. "Powiedzieli, że będą przy mnie cały czas, niezależnie od tego, co się wydarzy. Uratowali mi życie, chciałbym im osobiście za to podziękować" - powiedział ocalony mężczyzna, któremu opatrzono w szpitalu rany głowy. Palestyńczycy chcą, by stolicą ich przyszłego niepodległego państwa była wschodnia Jerozolima, zajęta w 1967 roku przez wojska izraelskie. Izrael uznaje jednak całe miasto za swoją "wieczną i niepodzielną stolicę". Mają tu siedzibę władze tego państwa, choć - ze względu na spór palestyńsko-izraelski o miasto - placówki dyplomatyczne większości państw w Izraelu, w tym ambasada RP, mieszczą się w Tel Awiwie. W żydowskich osiedlach we wschodniej części Jerozolimy mieszka już kilkaset tysięcy osób.