Prognozy sporządzone na podstawie sondaży powyborczych (exit poll) mówią o 319-329 mandatach dla UMP w 577-miejscowym Zgromadzeniu Narodowym oraz o 202-210 mandatach dla Partii Socjalistycznej. Jeśli potwierdzą się te prognozy, będzie to oznaczać stratę dla UMP, która w dotychczasowym parlamencie ma 355 mandatów oraz zysk dla socjalistów (obecnie 140 mandatów). Unia na rzecz Ruchu Ludowego (UMP) nie osiągnęła więc najprawdopodobniej ani większości trzech czwartych, ani nawet dwóch trzecich, co niektórzy obserwatorzy przepowiadali przed wyborami, wskazując m.in. na triumf Sarkozy'ego w wyborach prezydenckich. Premier Francji Francois Fillon podkreślił jednak, że werdykt wyborców umożliwia Sarkozy'emu wdrożenie programu reform. Socjalistka Segolene Royal, która przegrała z Sarkozym w wyborach prezydenckich, wyraziła opinię, że w wyborach parlamentarnych Francuzi opowiedzieli się za "rzeczywistą siłą konstruktywnej opozycji". Konsultant polityczny pracujący w kampanii UMP Eryk Mistewicz powiedział, że wyniki są szokiem dla wszystkich w siedzibie UMP, choć od pewnego czasu się do tego szoku przygotowywali. - To pokazuje, że w ciągu ostatniego tygodnia te głosy, które mówiły, że pełnia władzy w jednych rękach może być nie do końcu dobrym pomysłem, znalazły odzew wśród wyborców - powiedział Mistewicz. Dodał, że mogła się do tego przyczynić stosunkowo niska frekwencja. Według Mistewicza w ostatnim tygodniu Francuzi odpowiedzieli sobie na pytanie, czy chcą oddać wszystko w jedne z ręce i nie wprowadzać nawet mechanizmów kontrolnych. Odpowiedzieli, że jednak jakaś kontrola by się przydała i stąd prawdopodobna poprawa wyników Zielonych, którzy nie byli brani pod uwagę w sondażach. Agencja Associated Press pisze, że w minionym tygodniu (między pierwszą a drugą runda wyborów parlamentarnych) socjaliści zbili, jak się wydaje, kapitał na obawach przed zbyt potężnym Sarkozym i przed wzrostem podatku VAT, co niefortunnie zasugerowano w obozie UMP.