- Obecnie nie ma już w areszcie żadnego górnika - wszyscy zostali zwolnieni poza pięcioma, którzy przebywają w szpitalu - powiedział rzecznik prasowy regionalnej prokuratury Frank Lesenyego. - Zarzuty pod waszym adresem o zabójstwo i próbę zabójstwa zostały wycofane - oznajmił górnikom sędzia Esau Bodigelo, uprzedzając, że sprawa stanie na wokandzie 12 lutego, gdy zostaną im przedstawione inne zarzuty aktu oskarżenia - przemoc publiczna i udział w nielegalnym zgromadzeniu. Górników oskarżono o zabójstwo ich 34 kolegów podczas sierpniowego strajku w kopalni Narujaba. 16 sierpnia policja otworzyła ogień do strajkujących, którzy byli uzbrojeni w maczety, pałki i niekiedy w broń palną. Zginęły wówczas 34 osoby, 78 zostało rannych. Była to najkrwawsza od końca apartheidu operacja policyjna. Rzecznik prokuratury twierdził wówczas, że górnicy zostali oskarżeni, bo "wywołali atak na siły bezpieczeństwa, wiedząc, że mogą być ofiary śmiertelne". Policjanci zeznawali, że mieli prawo do obrony i strzelali chroniąc własne życie; wielu świadków wydarzeń podkreślało jednak, że policjanci metodycznie ostrzeliwali strajkujących. Prawo zastosowane w tym przypadku, nadużywane w czasach apartheidu w latach 50. ubiegłego wieku, przewiduje, że o zabójstwo mogą zostać oskarżone wszystkie osoby zatrzymane na miejscu strzelaniny, w której bierze udział policja, niezależnie od tego, czy wśród ofiar znajdą się policjanci. Przepisy te były wykorzystywane przez dawne białe władze przeciwko działaczom walczącym o równość rasową w RPA. Ok. 3 tys. robotników z Marikany uczestniczyło w strajku, domagając się potrojenia wynagrodzeń (z równowartości 400 euro do 1250 euro). Dyrekcja odmówiła spełnienia żądań, tłumacząc, że łącznie z dodatkami zarabiają oni już ok. 1,1 tys. euro.