Pod siedzibą drugiej izby niemieckiego parlamentu - Bundesratu - uczestnicy marszu wezwali partie koalicji rządowej CDU/CSU i FDP oraz największe ugrupowanie opozycyjne SPD do zmiany polityki wobec osób palących marihuanę.- Każdy obywatel ma prawo do trawki wysokiej jakości - powiedział Simon Kowalewski z partii Piraci. Jak podkreślił, penalizacja marihuany powoduje, że handel nią został opanowany przez gangi przestępcze. Kupujący "trawkę" od dilerów nie wiedzą, co naprawdę kupują, bo transakcje odbywają się w szarej strefie - mówił parlamentarzysta, zasiadający od ubiegłego roku w parlamencie kraju związkowego Berlin. Zdaniem Kowalewskiego w Berlinie powinny powstać coffee shopy, w których zakup marihuany odbywałby się legalnie i pod kontrolą. Przedstawiciele Piratów i Zielonych chwalili decyzję izby niższej parlamentu w Urugwaju, która w zeszłym tygodniu opowiedziała się za zezwoleniem na kupno w aptekach do 40 gramów marihuany miesięcznie oraz na uprawę konopi. - To przełom - powiedział Kowalewski. W manifestacji uczestniczyli także politycy Lewicy. Trzy partie opozycyjne postulują w swoich programach przed wyborami do Bundestagu 22 września legalizację marihuany. Marsz odbył się pod hasłem "Nasz wybór - legalne konopie". Posiadanie marihuany jest w Niemczech zakazane, jednak prokuratura w Berlinie nie wnosi oskarżenia wobec osób, u których wykryto do 10 gramów marihuany do użytku własnego. W przypadku większej ilości - od 10 do 15 gramów -prokurator może, ale nie musi domagać się ukarania. Ani chrześcijańscy demokraci, ani socjaldemokraci nie planują liberalizacji przepisów o narkotykach. Z raportu opublikowanego w maju przez rząd wynika, że odsetek młodzieży w wieku od 12 do 17 lat palącej marihuanę spadł od 2001 roku z 9,2 proc. do 4,6 proc.