Kontakt z samolotem lecącym z jednej z wysp archipelagu Los Rogues urwał się 4 stycznia. Pilot zdążył jedynie poinformować przez radio, że "ma problemy z prowadzeniem maszyny", po czym maszyna zniknęła z radarów. Na pokładzie, oprócz dwóch pilotów, znajdowało się ośmiu Włochów, pięciu Wenezuelczyków i jeden Szwajcar. W zeszłym tygodniu zaprzestano aktywnych poszukiwań, ponieważ nic nie wskazywało na to, by udało się natrafić choćby na ślad po katastrofie maszyny. We Włoszech zaczęto już nawet spekulować, że samolot został porwany. Nowa nadzieja pojawiła się w niedzielę, gdy odnaleziono kamizelkę ratunkową u wybrzeży półwyspu Paraguana, która należała do wyposażenia zaginionego samolotu (potwierdził to numer seryjny). - Kamizelka to pierwsza i jedyna rzecz jaką mamy - powiedział gen. Antonio Rivero, szef wenezuelskiej Obrony Cywilnej. Według Rivero samolot "całkowicie zatonął, nie pozostawiając żadnych śladów". Również w niedzielę w tym samym rejonie odnaleziono niezidentyfikowane zwłoki. Do tej pory władze nie potwierdziły, czy należały one do któregoś z pasażerów samolotu. Możliwe bowiem, że chodzi o mężczyznę, który zaginął w okolicy w ostatnich dniach. Sprawę wyjaśni autopsja. A.W.