Polak, który prowadził pojazd, został odnaleziony martwy w szoferce ciężarówki. Kierowcą, który wjechał w tłum na świątecznym jarmarku w Berlinie, był 23-letni Pakistańczyk, od lutego przebywający w Niemczech. Żurawski poinformował na konferencji prasowej, że Polak - jego kuzyn - był dobrym i solidnym pracownikiem. "Ostatni z dobrych kierowców, którzy jeszcze są na rynku" - powiedział. Jak informuje TVP Info, zabity kierowca miał 37 lat. "Łukasz przykładał się do pracy. O ciężarówkę dbał jak o własną. Uważam, że nie oddałby samochodu i broniłby go do końca, gdyby został zaatakowany" - powiedział TVP Info Łukasz Wąsik, kierownik ds. transportu firmy przewozowej. Polski kierowca miał żonę i 17-letnie dziecko. "Ojciec tego kierowcy jest w szpitalu. Podejrzewam, że do tej pory jeszcze nie wie, że jego syn nie żyje" - mówił na konferencji właściciel firmy transportowej. Jak dodał, żonie zabitego Polaka nie okazano zdjęcia. "Zdjęcie było na tyle drastyczne, że nie pokazywali jej go" - powiedział Żurawski. "W samochodzie jest zamontowany GPS. Aktualizacja sygnału jest co 10 minut. Cała trasa była pokazana, jak to wszystko wyglądało" - powiedział Ariel Żurawski. Dodał, że Polak ostatni raz rozmawiał z żoną w poniedziałek o godz. 15:00. "O 15:45 było na GPS widać pewne ruchy, że samochód był zapalany, gaszony, podjeżdżanie do przodu, do tyłu. Tak, jakby ktoś tym samochodem uczył się jeździć" - powiedział Żurawski.