Marcin Bartyzel: Sytuacja etniczna Estonii jest skomplikowana: rosyjskojęzyczne osoby nieestońskiego pochodzenia stanowią około 1/3 ludności kraju. Jak wyglądają stosunki międzyetniczne w kraju? Igor Kopytin: Po odzyskaniu niepodległości rozpoczął się proces integracji społeczeństwa, skoncentrowany przede wszystkim właśnie na ludności nieestońskiego pochodzenia. Chodziło o to, aby ci ludzie również mogli czuć się pełnoprawnymi obywatelami Estonii i brać udział w życiu polityczno-społecznym. Co się tyczy "nieobywateli" to po pierwsze, mogą oni brać udział w wyborach samorządowych, a po drugie, otrzymać obywatelstwo po zdaniu egzaminu: nikt im tego nie broni. Do tego egzaminu mogą podejść nawet osoby, które słabo znają estoński: stosunek państwa do mniejszości narodowych jest bardzo liberalny. Być może początkowo proces integracji społeczeństwa estońskiego przebiegał powoli, jednak teraz widzę, że nabiera on prędkości. Dzięki temu ludzie młodzi i w średnim wieku w Estonii znają dziś dwa języki - rosyjski i estoński. Mam wrażenie, że jednak dla wielu rosyjskojęzycznych język estoński nie jest wystarczająco atrakcyjny. Mimo tego za swoją ojczyznę uważają oni Estonię, a nie Rosję i chcą pozostać Rosjanami, choć estońskimi. Czy język estoński może być podstawą integracji społeczeństwa?Oczywiście, że tak. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że mieszkańcy Estonii, jeśli chcą tutaj odnieść sukces, to muszą znać estoński, a młodzi Rosjanie świetnie zdają sobie z tego sprawę. Sam jestem tego najlepszym przykładem: z pochodzenia jestem Rosjaninem, jednak nie wypieram się swoich korzeni. Estoński znam w takim stopniu, jak rosyjski, mimo tego, że skończyłem rosyjską szkołę. Można być zarówno Rosjaninem, jak i obywatelem Estonii. Większość Rosjan w Estonii uważa, że warto znać estoński. Nawet osoby starsze, które nie mogą się go już nauczyć z uwagi na swój podeszły wiek rozumieją, że jest to istotne. Rosja wciąż jest obecna w przestrzeni estońskiej. Problemem przez długi czas była na przykład kwestia zawarcia umowy granicznej ze wschodnim sąsiadem, której Tallin - w przeciwieństwie do Rygi i Wilna - nie podpisał aż do maja tego roku.Pewne próby rozwiązania tego sporu zostały podjęte już wcześniej, ale wszystko zostało zaprzepaszczone, gdy w 2005 roku strona estońska uzupełniła preambułę wzmianką o przedwojennej estońsko-radzieckiej umowie, tzw. Tartuskiej umowie pokojowej. W rezultacie Rosjanie wycofali swój podpis. Władimir Putin przyznał, że Rosja jest spadkobierczynią Związku Radzieckiego, co oznacza, że bierze na siebie wszystkie zobowiązania tego państwa. Umowa pokojowa między Związkiem Radzieckim i Republiką Estonii, zawarta 2 lutego 1920 roku, była umową "po wsze czasy". Widać było, że Rosja wypiera się swoich wcześniejszych zobowiązań.Z czego wynikały spory?Przede wszystkim związane było z kwestią rosyjskiej integralności terytorialnej, gdyż kilka rejonów dzisiejszego obwodu pskowskiego - zgodnie z umową sprzed prawie stu lat - przed wojną należało do Estonii. Mogłoby to doprowadzić do problemów z innymi sąsiadami, na przykład z Japonią. Inną kością niezgody jest stosunek do II wojny światowej. Po odzyskaniu niepodległości Estończycy zaczęli czcić pamięć żołnierzy, walczących w czasie wojny w oddziałach SS.II wojna światowa była tragedią dla narodu estońskiego, wynikającą między innymi z faktu, że nie mógł on walczyć pod swoim sztandarem i dlatego Estończycy walczyli w innych armiach - niemieckiej, radzieckiej czy fińskiej, jeszcze inni przeszli do partyzantki. Ówczesny stosunek do Niemiec wynikał z trudnego doświadczenia pierwszego roku sowietyzacji krajów nadbałtyckich - wystarczy wspomnieć o deportacjach 1941 roku. Ta i wiele innych kwestii wpłynęło na negatywny stosunek Estończyków do władz radzieckich oraz na fakt, że armia niemiecka po ataku na Związek Radziecki została uznana w krajach nadbałtyckich za wyzwoliciela. Działający w podziemiu Estoński Komitet Narodowy początkowo nie popierał wstępowania Estończyków do hitlerowskiego wojska, gdyż Niemcy nie poparli ich aspiracji niepodległościowych. Dopiero założony przez Niemców estoński legion Waffen-SS, uznawany za zarodek przyszłej armii estońskiej, zyskał poparcie władz niepodległościowych. Czy ta karta estońskiej historii budzi w kraju kontrowersje?Żołnierzy estońskiego legionu nie można uznać za przestępców wojennych tylko dlatego, że służyli w SS, gdyż oni jedynie walczyli z radziecką agresją i wykonywali rozkazy. Ci ludzie walczy nie o nazizm, a o Estonię. Świadczy o tym choćby fakt, że większość estońskich legionistów po odejściu hitlerowców nie uciekła do Niemiec, a zostało tutaj, w lasach. Doświadczenie wojenne było istotne dla estońskiej tożsamości narodowej. Jakie inne wydarzenia z estońskiej historii determinują tę tożsamość?Z pewnością czternastowieczne powstanie przeciwko Dani, tak zwane "powstanie nocy św. Jerzego". To element legendy narodowej. Drugim takim wydarzeniem jest Estońska Wojna Wyzwoleńcza lat 1918-20, kiedy to o estońską niepodległość walczyli nie tylko Estończycy, ale również bałtyccy Niemcy, Rosjanie i Żydzi. Wielu z nich zostało potem nagrodzonych Krzyżem Wolności. Wydarzenie to może bardziej jednoczyć Rosjan i Estończyków, niż ich dzielić. Skład etniczny Łotwy i Estonii jest podobny, jednak na Łotwie ludność rosyjskojęzyczna odgrywa zdecydowanie większą rolę niż w Estonii, integracja społeczeństwa nie powiodła się w takim stopniu. Dlaczego Tallin odniósł sukces, a Ryga nie?Na Łotwie Rosjan jest więcej, niż tutaj, gdyż tam duże miasta są zrusyfikowane. W Estonii jest inaczej. Jedynym miastem, gdzie dominują Rosjanie jest Narwa, będąca trzecim co do wielkości ośrodkiem miejskim w kraju. Trzeba przy tym również pamiętać, że Łotwa ma teraz więcej problemów wewnętrznych, idących w parze z problemami gospodarczymi i społecznymi. Gospodarka estońska jest w dużo lepszym stanie, niż łotewska. Martwi mnie zresztą fakt, że na Łotwie społeczeństwo stopniowo się radykalizuje, rosną w siłę środowiska skrajne i pojawiają się napięcia na tle etnicznym. Rozmawiał: Marcin BartyzelIgor Kopytin jest historykiem, autor książek Rosjanie a estońska Wojna Wyzwoleńcza,Rosyjscy oficerowie w estońskiej armii i 185 dni w Helmandzie. Więcej czytaj na stronach "Nowej Europy Wschodniej"