Wczoraj wieczorem doszło do próby wojskowego zamachu stanu. Armia ogłosiła, że przejęła kontrolę nad krajem, prezydent Erdogan przerwał swój wypoczynek, ogłosił stan wyjątkowy i wrócił do Stambułu. Dziś rano przemawiał na jednym z placów tego miasta, wśród tłumu zwolenników. Zapowiedział, że nie ustąpi zamachowcom. Zapewnił, że w stolicy kraju pojawiły się jedynie niewielkie grupy oporu, a chaotyczna sytuacja niebawem się zakończy. Erdogan przekonywał, że naród odebrał czołgi tym, którzy wyprowadzili je na ulice. Czołgi pojawiały się między innymi w rejonie pałacu prezydenckiego w Ankarze, media informowały też o nalotach w tej okolicy. Chwilę później w mediach pokazano jak dziesiątki żołnierzy - uczestników puczu - poddaje się na moście nad Cieśniną Bosfor w Stambule. Widać było, jak przechodzą przez most z rękami uniesionymi w górę. Recep Erdogan wezwał też swoich zwolenników, by pikietowali główne place miast dotąd aż sytuacja się unormuje. Zapewnił, że jego obywatele, reprezentujący prezydenta wybranego większością głosów, będą gotowi stawić czoła puczystom. Prezydent poinformował również, że wznowione zostały loty linii Turkish Airlines. Według tureckich mediów, w starciach w Turcji zginęły 42 osoby.