Ambasador RP na Ukrainie Jan Piekło poinformował PAP, że polska dyplomacja uważnie obserwuje śledztwo w tej sprawie i ocenił, że sprawcy zdewastowania pomnika nie osiągnęli zamierzonego celu. "Efekt działań sprawców jest odwrotny od ich planów. Stało się to w prawosławne święta Bożego Narodzenia, a obiektem, który uległ zniszczeniu, był krzyż, symbol ważny zarówno dla Polaków, jak i Ukraińców. To jest wydarzenie, które raczej nas zjednoczyło, niż podzieliło" - powiedział. Rzeczniczka ukraińskiej dyplomacji powtórzyła, że władze w Kijowie traktują wysadzenie pomnika jako prowokację. "Traktujemy to jako prowokację, zarówno w odniesieniu do Ukraińców, jak i do Polaków. Jest to seria prowokacyjnych aktów, które (w przeszłości) miały miejsce na Ukrainie w odniesieniu do polskich upamiętnień oraz do ukraińskich upamiętnień na terytorium Polski. Nie wykluczamy, że te akty wandalizmu inspirowane są przez stronę trzecią. Czekamy jednak na wyniki śledztwa" - powiedziała Beca. Poinformowała, że ukraińskie służby, które prowadzą dochodzenie w sprawie incydentu w Hucie Pieniackiej robią wszystko, by odnaleźć i ukarać sprawców. "Dla nas to śledztwo jest priorytetem. Chcemy, by zakończyło się ono jak najszybciej, by poinformować o jego wynikach stronę polską" - zaznaczyła. Rzeczniczka ukraińskiej dyplomacji wyraziła jednocześnie nadzieję, że zdewastowanie pomnika w Hucie Pieniackiej nie wpłynie na stosunki między Kijowem i Warszawą. "Polska jest naszym przyjacielem, sąsiadem i partnerem strategicznym. Jestem przekonana, że cele prowokatorów nie zostaną osiągnięte, winni zostaną ukarani, a w przyszłości takich incydentów nie będzie" - powiedziała Beca. W czwartek ukraińska policja w obwodzie lwowskim poinformowała, że pomnik w Hucie Pieniackiej został zniszczony przez eksplozję materiału wybuchowego. Według śledczych wskazują na to ślady osmalenia na fragmentach pomnika. W poniedziałek w mediach rosyjskich i prorosyjskich pojawiły się nagrania wideo i zdjęcia, na których pokazywano rozbity kamienny krzyż i zdewastowane tablice z nazwiskami ofiar zbrodni. Część jednej z tablic zamalowano niebieską i żółtą farbą, co stanowi odwołanie do ukraińskiej flagi. Drugą tablicę pomalowano na kolory flagi Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), pod którą umieszczono litery SS. Placówka samoobrony przed UPA Huta Pieniacka to nieistniejąca dziś wieś w rejonie miasta Brody, w obecnym obwodzie lwowskim. W czasie wojny wieś była polską placówką samoobrony przed UPA. Jak podaje prof. Grzegorz Motyka, autor książki "Ukraińska partyzantka 1942-1960", 23 lutego 1944 r. do wsi przybył w celach rozpoznawczych pododdział 4. pułku policyjnego SS, złożony z ukraińskich ochotników do dywizji SS "Galizien". Polacy, sądząc że mają do czynienia z przebranymi upowcami, zaatakowali napastników, zabijając dwóch z nich. W sukurs żołnierzom 4. pułku przybyła sotnia "Siromanci", dowodzona przez Dmytro Karpenkę "Jastruba", która zaatakowała Polaków z boku. Umożliwiło to pododdziałowi SS odwrót i najpewniej uratowało go przed całkowitym pogromem. Na wieść o śmierci dwóch żołnierzy SS Niemcy zorganizowali im manifestacyjny pogrzeb i wysłali przeciwko wsi karną ekspedycję. 28 lutego 1944 r. o świcie 4. pułk policji SS ostrzelał wieś z broni maszynowej i moździerzy, po czym opanował ją, nie napotkawszy oporu samoobrony. Przechwyconą ludność prowadzono grupami po 20-30 osób do stodół, zamykano i palono. Próbujących uciekać rozstrzeliwano. W ten sposób zamordowano, według różnych danych, od 600 do 1200 osób. Według ustaleń śledztwa Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie w wyniku pogromu w Hucie Pieniackiej zostało zamordowanych około 850 osób. 28 lutego w Hucie Pieniackiej odbędą się uroczystości 73. rocznicy zbrodni na mieszkających tam do 1944 roku Polakach. "Planujemy, że będzie to duże, polsko-ukraińskie wydarzenie, podczas którego zostanie oddany hołd ludziom, którzy tam zginęli. Jednocześnie będzie to demonstracja solidarności polsko-ukraińskiej i informacja pod adresem prowokatorów, że nie damy się zmanipulować, ani podzielić" - powiedział ambasador Piekło w rozmowie z PAP. Z Kijowa Jarosław Junko