Naturalnym ciałem, które powinno podjąć działania w przypadku aneksji przez Rosję należącego do Ukrainy Półwyspu Krymskiego, jest Rada Bezpieczeństwa ONZ. Ale ponieważ Rosja, jak każdy z pięciu stałych członków RB, ma prawo weta, to "ta instytucja nie będzie w stanie zrobić niczego znaczącego. Rosja zawetuje każdą rezolucję" - mówi PAP prof. prawa międzynarodowego na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie Anthony Arend. Rosja teoretycznie mogłaby stanąć przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości (MTS), głównym organem sądowym ONZ, który został ustanowiony w 1945 r. do rozstrzygania sporów między państwami. - Ale, by to się stało, dwa kraje muszą się zgodzić na jurysdykcję MTS. A to by oznaczyło, że Rosja i przypuszczalnie Ukraina musiałyby zgodzić się wnieść sprawę do MTS - tłumaczy Arend. I dodaje, że to "wysoce nieprawdopodobne, iż Rosja się zgodzi". Także były bośniacki minister spraw zagranicznych i b. ambasador Bośni i Hercegowiny przy ONZ Muhamed Sacirbej, prawnik, który reprezentował swój kraj w MTS twierdzi, że ten trybunał jest bezsilny w sprawie Krymu. - Z doświadczenia wiem, że to bardzo polityczna instytucja, zasiada w niej rosyjski sędzia. Nie wierzę, by MTS mógł szybko wydać jasną decyzję - powiedział w rozmowie z PAP. - A nawet gdyby trybunał podjął jakąś decyzję, to jej wdrożenie wymagałoby zgody RB ONZ. A tu znowu będziemy mieć weto Rosji - dodał. Praktycznie żadnych możliwości oskarżenia Rosji o zbrodnię agresji nie daje Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK), pierwszy w historii stały sąd międzynarodowy powołany do sądzenia pojedynczych osób oskarżanych o najcięższe zbrodnie. MTK powstał na podstawie przyjętego w 1998 r. Statutu Rzymskiego. Ani Ukraina ani Rosja, ani zresztą USA czy Chiny nie są jego stronami, co osłabia ten sąd. MTK może sądzić zbrodnie przeciwko ludzkości, wojenne i ludobójstwo, ale jeszcze nie zbrodnie agresji, bo kraje nie potrafiły uzgodnić definicji terminu "agresja". - Obowiązujący Statut Rzymski nie przewiduje możliwości postępowania sądowego w sprawie zbrodni agresji. To nie będzie możliwe do 2017 r. w żadnym przypadku - powiedział Arend. Obecnie trwa ratyfikacja poprawek do Statutu Rzymskiego, by umożliwić oskarżanie także o zbrodnię agresji. Ale Rosja - podkreślił ekspert - póki nie stanie się stroną MTK nie będzie mogła być sądzona o tę zbrodnię także w przyszłości. Poza tym zbrodnia agresji była tak wysoce kontrowersyjna, że uzgodniono, iż nawet po wejściu w życie poprawek o jej włączeniu do jurysdykcji MTK, ostatnie słowo będzie należało do Rady Bezpieczeństwa ONZ. A tu znowu Rosja dysponuje prawem weta. - Trudno mi sobie wyobrazić, by było więc jakieś międzynarodowe orzeczenie czy to w sprawie zbrodni agresji w MTK czy jakiekolwiek inne orzeczenie w sprawie użycia siły przez Rosję w MTS - przyznał Arend. Podobnie - jak zaznaczył - nie było międzynarodowych konsekwencji po inwazji ZSRR na Węgry w 1956 r., ani Afganistan w 1979 r., jak też po inwazji USA na Grenadę w 1983 r. czy Panamę w 1989 r. - Nie można było nic zrobić: to był atak wielkiego mocarstwa - wskazał ekspert. - Nie widzę teraz innych możliwości niż ukaranie Rosji poprzez sankcje Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych czy innych pojedynczych krajów - dodał. Eksperci zgadzają się, że dopiero, gdy Rosja lub jej siły popełnią na Ukrainie zbrodnie wojenne czy przeciw ludzkości, to wówczas istnieje jakiś potencjał pociągnięcia poszczególnych osób, w tym samego prezydenta Rosji Władimira Putina, do odpowiedzialności przed MTK za poważne złamanie międzynarodowego prawa humanitarnego. Ale nawet wtedy obowiązuje tzw. zasada komplementarności, która przewiduje, że MTK ma prawo ścigać przestępców poważnych zbrodni międzynarodowych dopiero, gdy nie mogą lub nie chcą tego zrobić sądy krajowe. - Oczywiście dziś pociągnięcie Putina do odpowiedzialności przed MTK jest wysoce hipotetyczne i niewiele odbiega od pomysłu postawienia (b. prezydenta USA) George'a Busha przed MTK (za inwazję na Irak - PAP) - powiedział ambasador Sacirbej. Niemniej jego zdaniem jest to opcja, którą trzeba traktować poważnie, bo proces przejmowania Krymu dopiero się zaczął i nie wiadomo, jak potoczy się dalej, zwłaszcza, że na Krymie obok większości rosyjskojęzycznej żyje też mniejszość tatarska, która padała już w przeszłości ofiarą prześladowań stalinowskich. - Takie rzeczy nigdy nie odbywają się w sposób pokojowy. Może dojść do czystek etnicznych. Pamiętajmy co działo się przy rozpadzie Jugosławii - zauważył były szef bośniackiej dyplomacji. Zwrócił uwagę, że żołnierze, którzy zajęli Krym jeszcze przed ogłoszeniem referendum w sprawie przyłączenia do Rosji, nie mieli rosyjskich oznaczeń wojskowych. - Powodem mogła być chęć zatarcia dowodów. A jak się wysyła takie paramilitarne siły, to chyba nie po to, by działać poprawnie - podkreślił. - Nie chcę być cyniczny, wręcz przeciwnie. Uważam, że należy dać Putinowi i jego ludziom do zrozumienia, że ich działania mogą zostać osądzone. To może ich zmusić, by bardziej szanowali prawa człowieka - podsumował Sacirbej.