Gdy Robbins, zdobywca Oscara za rolę w filmie "Rzeka tajemnic", zjawił się w jednym z lokali wyborczych na Manhattanie, dowiedział się od osób sprawujących pieczę nad organizacją głosowania, że jego nazwisko nie znajduje się na liście wyborców. Robbins tłumaczył urzędnikom, że od 1988 roku głosował w wyborach w tym samym miejscu, brał udział w każdym głosowaniu i nie zmienił w tym czasie adresu. - Stałem tam i poprosiłem o rozmowę z kimś z Komisji Wyborczej. Oświadczyłem im, że nie opuszczę tego miejsca, dopóki ktoś z komisji nie przyjdzie i nie wytłumaczy mi, dlaczego moje nazwisko zniknęło z listy wyborców - powiedział Robbins w wywiadzie telefonicznym. Po kilku godzinach oczekiwania powiedziano aktorowi, by udał się do biura Komisji Wyborczej w innym miejscu. Dopiero tam potwierdzono, że Robbins jest zarejestrowanym wyborcą i wydano mu dokument uprawniający do głosowania w lokalu, gdzie zaczęły się jego kłopoty. - To wygląda na przypadek, ale w tym przypadku liczą się liczby - powiedział po zajściu aktor, dodając, że widział jeszcze kilka innych osób, które miały ten sam problem. - To tylko jeden z przykładów na to, jak trudno jest głosować w Stanach Zjednoczonych - powiedział 50-letni gwiazdor.