Paszport należący do Saida Bahajiego, obywatela Niemiec pochodzenia marokańskiego, znajdował się wśród dokumentów, broni i pism dotyczących dżihadu, przejętych przez siły rządowe. Został pokazany grupie dziennikarzy podczas ich oficjalnej wizyty w regionie. - Z paszportu wynika, że dotarł do Karaczi zaledwie kilka dni przed 11 września - informuje telewizja DawnNews. Rzecznik armii generał Athar Abbas, którzy towarzyszył dziennikarzom podczas podróży do Południowego Waziristanu, nie chciał komentować sprawy. "Nie widziałem paszportu. Ale dziennikarze mogli go widzieć" - powiedział. Nazwisko Bahajiego pojawiło się w raporcie komisji badającej zamachy na World Trade Center. Stwierdza się tam, że między listopadem 1998 roku a lipcem 1999 spędził on osiem miesięcy z pilotem-samobójcą Mohamedem Attą i podejrzanym o odegranie kluczowej roli w przygotowaniu zamachów z 11 września Ramzim Binalshibhem. "Opisywany jako chwiejny wyznawca, bez osobowości i z ograniczoną wiedzą na temat islamu, Bahaji wyraził jednak gotowość uczestniczenia w aktach przemocy" - napisano w raporcie. Atta i Binalshibh wykorzystali komputer Bahajiego do przeszukiwania internetu. Świadczą o tym dowody zebrane przez niemiecką policję po zamachach z 11 września. Binalshibh został aresztowany w Pakistanie z pomocą FBI i CIA w 2002 roku. Po ukończeniu szkoły w Maroku Bahaji wrócił do Niemiec, żeby studiować elektrykę na Uniwersytecie Technicznym w Hamburgu. Przez pięć miesięcy służył w niemieckiej armii, zanim uzyskał zwolnienie z powodów zdrowotnych.