Remigiusz Półtorak, Interia: Wprowadzając zmiany w sądownictwie, polskie władze powołują się na przepisy w innych krajach - między innymi, a często przede wszystkim we Francji. Czy byłoby możliwe utworzenie w pani kraju Izby Dyscyplinarnej, tak jak stało się to w Polsce, a o co toczy się najbardziej ostry spór? Céline Parisot: - We Francji istnieje tzw. Najwyższa Rada Sądownicza (Conseil Superieur de la Magistrature), która również zajmuje się sprawami dyscyplinarnymi. Myślę jednak, że podstawowa różnica polega na tym, iż jest nie do pomyślenia we Francji, aby sędziowie mogli zostać pociągnięci do odpowiedzialności za wydawane opinie czy wyroki. To jest poza wszelką wątpliwością. Jeden z podstawowych zarzutów, które pojawiają się wobec sędziów dotyczy tego, jakoby - protestując przeciwko wprowadzaniu tak daleko idących zmian - mieli intencje polityczne. W przepisach francuskich czytam, że zabrania się sędziom "demonstrowania wrogości wobec zasady działania lub formy rządu Republiki". Przełóżmy to na język mniej prawniczy. - Nie ma ścisłej interpretacji tego sformułowania. Ale oznacza ono, że sędziowie mogą swobodnie wyrażać swoje opinie, nie mogą natomiast krytykować republikańskiej formuły rządu. Mówiąc jeszcze prościej: żaden sędzia nie może np. publicznie wypowiadać się na temat zmiany ustroju, z Republiki na monarchię. Nie ma to jednak żadnego związku z tym, że ktokolwiek mógłby zakazać sędziom możliwość publicznej wypowiedzi, czy to indywidualnie czy w ramach stowarzyszenia. Oczywiście, warunkiem jest bezstronność. Trudno sobie wyobrazić, aby sędzia wypowiadał się na temat prowadzonej sprawy. To jasne. Natomiast opinia np. na temat projektu ustawy - dotyczącej wymiaru sprawiedliwości albo innej - jest jak najbardziej dopuszczalna. - Sędziowie mają też całkowitą swobodę przynależności do różnych stowarzyszeń, aby w ten sposób wyrażać swoje opinie. Najczęściej tak się dzieje, choć indywidualne działania też się zdarzały. Idąc dalej, sędziowie we Francji nie mają też ograniczeń, aby manifestować, gdy jest ku temu powód? - Oczywiście. Zresztą, manifestujemy - można powiedzieć - regularnie. Szczególną uwagę we francuskich przepisach zwraca jednak odniesienie do zaangażowania politycznego. Czytam bowiem, że "sędzia może swobodnie zaangażować się albo przystępować do partii politycznej". A gdyby zaistniał konflikt interesów, musi zostać przeniesiony. Jak to wygląda w praktyce? - Po pierwsze, zaangażowanie polityczne jest możliwe i co do zasady nikt przeciwko temu nie występuje. Oczywiście, są przy tym pewne restrykcje. W ewidentny sposób sędzia nie może prowadzić żadnej sprawy, mającej jakikolwiek związek z ugrupowaniem, z którym jest związany. Jeśli zostaje deputowanym do Zgromadzenia Narodowego, a zatem ma mandat ogólnokrajowy, wówczas musi zawiesić wykonywanie zawodu na ten czas. Ale jeśli np. zostaje wybrany w jednym regionie, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby pozostał sędzią, ale gdzie indziej. Może pani podać konkretne przykłady sędziów, którzy zawiesili wykonywanie zawodu ze względu na to, że uzyskali mandat np. do Zgromadzenia Narodowego? - Obecnie jest to np. Laurence Vichnievsky (jest wiceprzewodniczącą Komisji Konstytucyjnej i Legislacyjnej - red.). Wcześniej, z tego co pamiętam, był Jean-Paul Garraud. Na stronie internetowej stowarzyszenia sędziów, któremu pani przewodniczy jest świeże odniesienie do sytuacji w Polsce. Czytamy w nim m.in., iż niedawny projekt, który się pojawił "znowu przekracza zasady praworządności przyjęte w Europie", a to "nakazuje odpowiednią reakcję". Jak to rozumieć? - Dla nas, niezależność i niezawisłość sądów jest absolutnie fundamentalna. Nie można sobie pozwolić w ramach Unii Europejskiej na odejście od tych reguł. Jeśli nie ma niezawisłości sądów, nie ma również demokracji. To oznacza również, że Komisja Europejska powinna reagować, wziąć odpowiedzialność, co zresztą czyni, aby nie dochodziło do sytuacji, że sędziowie w jakimkolwiek kraju nie mogli swobodnie i bez nacisków wykonywać swoich obowiązków. Rozmawiał: Remigiusz Półtorak