Proces toczy się w sądzie federalnym w Jackson w stanie Mississippi. Jest to jeden z procesów dotyczących morderstw na tle rasowym w USA, które zostały w ostatnim czasie przywrócone na wokandę. Oskarżony to były policjant, 71-letni James Seale. Oskarżony jest o uprowadzenie działaczy praw człowieka - Henry'ego Dee oraz Charlesa Moore'a. Obaj w tym czasie mieli po 19 lat. W akcie oskarżenia można przeczytać, że oskarżony Seale wraz z innymi osobami bili nastolatków i zmusili do przyznania się do szmuglowania broni. Następnie utopili ich w Mississippi. Aby nie udało im się wypłynąć, związali ich i obciążyli - jednemu z nich przywiązali do szyi stary silnik, innemu - szynę kolejową. Ciała odkryto po wielu miesiącach, podczas poszukiwań innych aktywistów ruchów na rzecz praw człowieka, którzy również zaginęli na tych terenach. Ich z kolei historia przedstawiona została później w filmie "Mississippi w ogniu". Seale został aresztowany już w 1964 roku, jednak policja szybko go zwolniła, twierdząc, że nie ma przeciw niemu wystarczających dowodów. Sąd prawdopodobnie odniesie się do sprawozdań z tamtego zatrzymania, podczas którego miały paść następujące kwestie. - My wiemy, że to zrobiłeś, ty wiesz, że to zrobiłeś, Bóg w niebie wie, że to zrobiłeś. - Powiedział podczas przesłuchania agent FBI Lenard Wolf. - Tak, zrobiłem to, ale nie zamierzam się do tego przyznać. Musicie mi to udowodnić. - Odparł Seale. Inna osoba, która najprawdopodobniej brała udział w zdarzeniu, Charles Edwards, prawdopodobnie będzie świadczył przeciw Seale'owi. Edwards, który również był członkiem Ku Klux Klanu, przyznał podczas pierwszego procesu w tej sprawie, że Seale porwał i bił nastolatków, ale zaprzeczył swojemu udziałowi w zbrodni. Sprawa została przywrócona na wokandę, ponieważ Seale, który był uznany za zmarłego od wielu lat, został wytropiony w południowym Mississippi przez Thomasa Moore'a - brata jednej z ofiar.