40-letnia kobieta leżała w klinice uniwersyteckiej w mieście Lejda w Holandii. Jeszcze w czwartek jeden z tamtejszych lekarzy określał stan pacjentki jako stabilny, ale też wskazywał, iż była ona bardzo chora. Wirus Marburg powoduje gorączkę krwotoczną. Niemiecka agencja dpa podkreśla, że nie istnieje lek, który zwalczałby wirusa Marburg, i że do 90 proc. zarażeń kończy się śmiercią pacjenta. Holenderka w końcu czerwca wróciła z trzytygodniowej podróży autokarem po Ugandzie. Najprawdopodobniej zaraziła się podczas zwiedzania jaskini; u żyjących tam nietoperzy stwierdzono w zeszłym roku wirusa Marburg. Kobieta wróciła samolotem do Holandii zanim wystąpiły objawy choroby. Holenderskie władze sanitarno-epidemiologiczne zapewniają, że groźba rozprzestrzenienia się wirusa jest w tym wypadku niewielka. Obserwacją medyczną objęto ok. 100 osób, z którymi miała kontakt chora. Hamburski instytut chorób tropikalnych, gdzie postawiono diagnozę Holenderki, informuje, że jest to pierwszy przypadek zawleczenia wirusa Marburg do Europy przez zarażonego człowieka. Wirus zawdzięcza swą nazwę niemieckiemu miastu Marburg (Hesja), gdzie odkryto go w 1967 roku; personel tamtejszego laboratorium zaraził się wtedy od małp, sprowadzonych z Ugandy jako zwierzęta doświadczalne. W 2007 roku doszło do zarażeń wirusem Marburg górników, wydobywających złoto z jaskiń w zachodniej Ugandzie. Z uwagi na groźbę zarażenia wirusem Marburg Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wezwała w piątek do unikania jaskiń w Ugandzie.