Młody, tryskający energią, zarażający optymizmem, czasem arogancki Matteo Renzi miał być symbolem bezkompromisowych reform. Lider centrolewicowej Partii Demokratycznej poprzedników krytykował za opieszałość. Obejmując urząd, zapowiadał ekspresowe tempo zmian. Obiecywał, że jego rząd zajmie się reformą rynku pracy, administracji publicznej, systemu podatkowego. Nowa jakość miała też przyjść w samej polityce. Renzi, nazywany przez niektórych "człowiekiem-demolką" chciał "wyrzucać na złom" układy działających od dawna polityków. W niedzielnym referendum to Włosi "wyrzucili na złom" Renziego. Przed głosowaniem premier zadeklarował, że jeśli przegra, to odejdzie. Proponowane zmiany odrzuciło 60 proc. głosujących, za było 40 proc. - Przeciwko Renziemu zagłosowali ludzie młodzi, którzy są bardzo rozczarowani, bo dla nich właściwie nie ma oferty, nie ma pracy. Jest tylko jasny komunikat, że ich życie będzie dużo trudniejsze, niż życie ich ojców i dziadków, i trzeba się przygotować na zaciskanie pasa. To się nie podoba - mówi w rozmowie z Interią dr Piotr Podemski, italianista z Uniwersytetu Warszawskiego. Ekspert wyjaśnia, że w społeczeństwie włoskim widać silną postawę roszczeniową. - Uważają, że jeśli władza nie jest w stanie zapewnić dobrego życia, to niech odejdzie - dodaje. Głęboki kryzys finansów publicznych i pogarszający się poziom życia to nie jedyna przyczyna porażki Renziego. Drugi powód, tkwi w nim samym. Porażka złotego chłopca To, czym na początku młody premier porwał Włochów, z biegiem czasu przestało być akceptowalne. - To złoty chłopiec, gaduła, efekciarz. Występował nader często w telewizji, pokazywał slajdy, plansze. Był bardzo pewny siebie, tryskał energią, humorem. Ten show uwiódł Włochów na jakiś czas. Ale potem okazało się, że gdy nie idą za tym konkrety, gdy sytuacja się nie poprawia, to zaczęło zwyczajnie drażnić - tłumaczy dr Podemski. - Renzi stał się dla Włochów bufonem, arogantem, który wszystko wie najlepiej, ale niczego nie potrafi skutecznie załatwić - uważa ekspert.Referendum dotyczące zmian w konstytucji przekształciło się de facto w referendum nad przyszłością Renziego na stanowisku. Gdy okazało się, że Włosi są przeciwko firmowanym przez szefa rządu propozycjom, nie było wyjścia. Renzi musiał przyznać: "Przegrałem". Walka o utrzymanie koalicji Po dymisji Renziego włoską scenę polityczną czekają duże zawirowania. Dr Piotr Podemski wskazuje na dwa możliwe scenariusze.- Może być tak, że obecna koalicja, sklecona i dość nietrwała, będzie usiłowała wyłonić spośród siebie nowego premiera, nową większość i trwać przy władzy jeszcze jakiś czas, po to, żeby sobie zabezpieczyć możliwość zwycięstwa w kolejnych wyborach - zakłada dr Podemski. W teorii, prezydent Sergio Mattarella może nie przyjąć dymisji Matteo Renziego. Może też powierzyć mu ponownie misję tworzenia rządu. Sam Renzi jednak się do tego nie pali. - Premier Renzi dał do zrozumienia w niedzielę w nocy w bardzo emocjonalnym wystąpieniu, że nie będzie skłonny do podjęcia się dalszego kierowania okrętem, z którego go właśnie zrzucili współpasażerowie - mówi dr Podemski. Jeśli więc nie Renzi, to kto? Na giełdzie potencjalnych kandydatów pojawia się nazwisko Pier Carlo Padoana, ministra w rządzie Renziego. - To minister odpowiedzialny za gospodarkę i finanse. Zwłaszcza Europa aprobowałaby takie rozwiązanie. Mówi się, że on gwarantowałby bezpieczeństwo, stabilność z punktu widzenia strefy euro i sytuacji w Europie - wyjaśnia ekspert. Wśród następców Renziego wymienia się też Pietro Grasso, przewodniczącego Senatu, czyli izby, która miała zostać zlikwidowana. - To polityk umiarkowany, stateczny - mówi dr Podemski.Zdaniem eksperta, nie można jednak wykluczyć, że nastąpi tak duża dezintegracja obecnie rządzącego obozu politycznego, że konieczne stanie się rozpisanie przedterminowych wyborów. - To się będzie rozstrzygało w ciągu kilku następnych dni, dlatego, że prezydent będzie musiał powierzyć komuś misję tworzenia rządu - mówi ekspert.Na razie, na prośbę prezydenta, Matteo Renzi "zamroził" swoją decyzję o podaniu się do dymisji do czasu uchwalenia budżetu, czyli prawdopodobnie do piątku. Beppe Grillo "szykuje własny rząd" Do rozpisania wcześniejszych wyborów nawołuje opozycja. Jeśli tak się stanie, we Włoszech może dojść do rewolucyjnych zmian. Ambicję przejęcia władzy mają cieszące się dużą popularnością siły radykalne.- Ruch Pięciu Gwiazd, Liga Północna w tej chwili trzęsą tym okrętem, próbują wywrócić łódkę do góry nogami, liczą, że uda się klęskę Renziego zdyskontować w postaci szybkich wyborów i własnego zwycięstwa. Beppe Grillo z Ruchu Pięciu Gwiazd mówił już o tym, że oni szykują własny rząd i to byłby oczywiście rząd zupełnie alternatywny, skrajnie różny od tego, co w tej chwili obserwujemy - wyjaśnia ekspert. Lider Ruchu Pięciu Gwiazd Beppe Grillo, który sam siebie nazywa "populistą", dla polityki zrezygnował z kariery komika. Ruch chce obniżenia podatków, wprowadzenia dochodu podstawowego dla wszystkich, nie wyklucza wyjścia ze strefy euro. Głoszone przez niego antysystemowe hasła padają na podatny grunt. Zwłaszcza teraz, gdy przez całą Europę przetacza się fala niechęci wobec rządzących.W walce o władzę w kraju nie jest bez szans. Oprócz obozu Matteo Renziego i obozu Beppe Grillo, w wyborczym wyścigu zawalczyć będzie też chciała centroprawica pod przywództwem Silvio Berlusconiego. Czy to oznacza, że wieloletni premier Włoch może szykować się na wielki powrót do bieżącej polityki?- Berlusconi przez prominentnych działaczy centroprawicy nie jest już postrzegany jako lider, który mógłby doprowadzić tę formację do zwycięstwa. Rośnie mu silna konkurencja w postaci lidera Ligi Północnej Matteo Salviniego. On jest politycznym krzykaczem, czasem bywa nawet dresiarzem, bo w takich strojach publicznie występuje, i wydaje się, że on nie będzie skłonny uznać zwierzchnictwa Berlusconiego. A z drugiej strony Berlusconi nie będzie chciał uznać zwierzchnictwa Salviniego - wyjaśnia ekspert.Można przypuszczać, że jeśli dojdzie do przyspieszonych wyborów, walka będzie zacięta. - W tej chwili mamy we Włoszech trzy główne siły polityczne, które mają dość podobne poparcie rzędu 30 proc. O tym, która z nich zwycięży, zdecyduje bardzo niewielka różnica głosów - podkreśla dr Podemski. Kluczowa nowa ordynacja Zanim jednak do tego dojdzie, Włosi muszą rozwiązać kolosalny, w opinii dr. Podemskiego, problem z ordynacją wyborczą. Obowiązująca w tej chwili ordynacja, zwana Italicum, została przygotowana przez rząd Renziego pod forsowaną przez niego reformę, czyli parlament bez Senatu. Włosi opowiedzieli się przeciwko takim zmianom. Jeśli izba zostanie w dotychczasowej postaci, trzeba będzie ją jakoś zapełnić, co wymusza konieczność uchwalenia nowej ordynacji.- Od tego, jak będą przeliczane głosy wyborców na miejsca w parlamencie, bardzo wiele zależy. Może być tak, że zostanie system bardzo proporcjonalny, który nie da nikomu zwycięstwa. Wtedy będzie potrzebna koalicja, co oznacza chaos i trudności w stworzeniu rządu. Ale może też stać się tak, że nowa ordynacja da wyraźną premię najsilniejszej partii, i w ten sposób powstanie silny, jednopartyjny rząd, który pociągnie Włochów w nieznanym kierunku, zwłaszcza, gdyby to był rząd Beppe Grillo, a tak może się stać - tłumaczy dr Piotr Podemski.*** Zobacz równieżPolityka Putina jak scenariusz kryminału. Rozmowa z Krystyną Kurczab-Redlich