21 sierpnia pięcioosobowa ekipa z "Betlejem"- wspólnoty pomagającej osobom bezdomnym, uzależnionym i upośledzonym - wyruszyła w trasę do sanktuarium św. Teresy w Lisieux. Za sobą mają już 1200 z 1700 zaplanowanych kilometrów. Zainspirowani filmem Davida Lyncha zdecydowali się dotrzeć z Jaworzna do Francji na starych traktorkach. W drodze do Lisieux pielgrzymi pokazują film "Prosta historia". Tam 73-latek wyrusza w podróż na kosiarce. Jedzie, żeby pogodzić się ze swoim starszym schorowanym bratem. Motyw ten stał się inspiracją do zrealizowania podobnej wyprawy. To otwarte zaproszenie do pojednania. "Już tam, a jeszcze nie tu" Jak zareagowali mieszkający w Niemczech imigranci z Afryki na widok kolorowych przyczep i nietypowych pojazdów?- Trochę zaskoczeni, trochę nieufni przyglądali się, nie wstając z ławki. Podszedł do nas jeden z nich, ze zdecydowaną miną oczekując wyjaśnień. Przedstawiliśmy się w paru zdaniach, skąd i dokąd jedziemy. Za chwilę dołączył starszy pan, Niemiec, odpowiedzialny za kontakty mieszkańców tych domów z gminą, która ich gości. Wymieniliśmy grzeczności, opowiedzieliśmy o celu naszej podróży; on o ludziach, którzy tu mieszkają - opowiada ks. Tosza.- Później była kawa w cieniu wielkiego drzewa, które rośnie między blokami. Piliśmy ją sami, Gabończycy i Nigeryjczycy nie skorzystali z zaproszenia. Jeszcze tylko krótka, sympatyczna rozmowa z wodzem " Nigerii", którego do nas przyprowadził jeden z mieszkańców. Chcieliśmy napełnić nasze bukłaki i kanistry wodą z ich łazienek. Kogo o to zapytać? Starszego pana, który czuwa nad całością czy "czifa" Nigeryjczyków? Kto jest gościem, a kto gospodarzem? Kto jest u siebie, a kto jest z zewnątrz? Tylko na pozór pytanie jest banalne a odpowiedź oczywista. Zbyt krótka to wizyta, by kusić się na jakieś wnioski i interpretacje. Po prostu oni są. Około setka młodych przeważnie ludzi, zawieszonych między "już nie tam" a "jeszcze nie tu". W oczekiwaniu - opowiada o spotkaniu z "szefem Nigeryjczyków" szef polskiego "Betlejem".- Spędziliśmy razem albo obok siebie około godziny. Spotkanie dwóch egzotyk na przedmieściach małego, niemieckiego miasteczka. Pod oknami "Nigerii" i "Gabonu" przebiega turystyczny szlak. Jest sobota. Kilka grup starszych Niemców przechodzi z kijkami między blokami imigrantów i naszymi traktorkami. Uśmiechają się, pozdrawiają. Tak do końca nie wiemy, czy do nas, pijących pod drzewem kawę, czy do chłopaków o hebanowej skórze, którzy nadal siedzą na ławce - dodaje. - Starszy pan Niemiec zaoferował się popilotować nas do najbliższej stacji paliw i do wyjazdu z miasta. Na pożegnanie powiedział: "To wszystko nie jest takie proste... " - dodaje ksiądz. Emerytura po ciężkiej pracy na japońskich polach Pielgrzymi pokonali już 1200 kilometrów. - Szacunek i uznanie dla naszych leciwych traktorków. Dały radę! - rzuca wesoło szef "Betlejem". I dodaje: oczywiście starsi panowie mają już swoje ograniczenia, szybciej się męczą, od czasu do czasu konieczna jest mniej lub bardziej poważna naprawa, a mimo to świetnie sobie radzą. To prawdopodobnie niespodziewana dla nich wyprawa emerytalna po latach spędzonych na ciężkiej pracy w japońskich polach. - Mamy nadzieję, że ci trzej japońscy samuraje honorowo wytrwają do końca, a my wraz z nimi. Przy okazji pozdrawiamy serdecznie ich właściciela, pana Henryka Siepaka, który bardzo przeżywa nasz wyjazd - mówi ks. Tosza. Pielgrzymi nocują zwykle na parkingach przy stacjach lub supermarketach. - Od czasu do czasu nad pragmatyzmem (łatwość zaparkowania, dostęp do toalety i WI-FI) bierze jednak górę poetyka rozgwieżdżonego nieba. Wtedy nocujemy w szczerym polu - opowiadają. Postscriptum Na drogach Europy budzą zaciekawienie. Budzą również podziw i uznanie. Przyciągają wzrok: kolorem, obrazami, zderzeniem kontrastów, samą ideą wyprawy, wreszcie niecodziennymi wehikułami. Rozmawiają na postojach z poruszonymi tą wyprawą ludźmi. Prześmiewczymi komentarzami - jak napisali w relacji z podróży - się nie przejmują. Na zarzut, że swoim pomysłem "robią wiochę" w Europie, odpowiadają: tak, trochę robimy, a nawet chcielibyśmy jej zrobić jeszcze więcej. "Ponieważ podróżujemy głównie wioskami i między polami, mamy okazję doświadczać i obserwować to wszystko, czego nie jest nam w stanie zaoferować miasto. Wschody i zachody słońca bez udziału i towarzystwa sztucznego światła, cykl siewu i zbiorów, a nawet początek drogi ziemniaków do jednej z sieci fast foodów. Ponadto wszyscy wywodzimy się ze wsi i kultury agrarnej. Jeszcze sto lat temu taki procent ludzi, jaki żyje w miastach, żył na wsi i chyba dobrze o tym pamiętać. Gdyby nie wiocha, światła miast by pogasły" - napisali na swojej stronie.