Decyzji o jego przedterminowym, warunkowym zwolnieniu, podjętej przez komisję ds. zwolnień, sprzeciwił się minister sprawiedliwości Jack Straw. Straw wskazał, iż Biggs nie poczuwa się do skruchy z powodu swego czynu, a w okresie, gdy ukrywał się przed brytyjskim wymiarem sprawiedliwości, mieszkając w Brazylii, jawnie sobie z niego kpił, m.in. udzielając wyzywających wywiadów prasowych i fotografując się w brytyjskim hełmie policyjnym. Adwokat Biggsa Giovanni Di Stefano nazwał te obiekcje "przewrotnymi" i zapowiedział, że zaskarży decyzję ministra w ramach procedury nadzoru sądowego nad decyzjami administracji. Według Di Stefano Biggs jest tak chory, że żadna recydywa nie wchodzi w grę. W napadzie na pociąg, zwanym "napadem stulecia", ranny został maszynista; nigdy nie doszedł on do siebie i wkrótce zmarł. Łupem gangu padło 2,6 mln funtów, a napad nasunął skojarzenia z Dzikim Zachodem. W 1964 r., po odsiedzeniu 15 miesięcy, Biggs zbiegł z więzienia, wspinając się po murze i skacząc do czekającego po drugiej stronie samochodu z meblami. Przed brytyjskim wymiarem sprawiedliwości ukrywał się przez 35 lat, m.in. w Australii i Brazylii. Przeszedł też operację plastyczną. Dwukrotne próby doprowadzenia do jego ekstradycji zakończyły się niepowodzeniem. Za pierwszym razem z braku umowy między W. Brytanią a Brazylią, a za drugim dlatego, iż z nową brazylijską żoną miał dziecko. Wyszedł cało nawet z próby uprowadzenia go na Bermudy. Do Anglii zdecydował się powrócić w 2001 r., jak twierdził - z tęsknoty za kuflem piwa w lokalnym pubie w południowym Londynie, skąd pochodzi. Wyłączne prawa relacjonowania jego powrotu miał "The Sun". Gazeta zaaranżowała zresztą wydanie mu paszportu i przelot prywatnie wyczarterowanym samolotem. Większość pozostałych uczestników napadu stulecia wyszło na wolność po odsiedzeniu 1/3 zasądzonej kary.