Od czasów referendum w czerwcu roku 2003, kiedy "tak" dla Unii Europejskiej powiedziało ponad 75 proc. Czechów, poparcie dla UE w Czechach nie uległo wielkiej zmianie. Mimo to wielu Czechów ma chłodny, czy wręcz negatywny stosunek do wszystkiego, co jest związane z jej działaniem - pisze dziennik. Świadczą o tym między innymi wyniki sondażu przeprowadzonego przez agencję Median na zamówienie gazety. Z odpowiedzi 549 osób w wieku powyżej 18 lat wynika, że: wybory do PE nie mają dla ludzi takiego znaczenia jak wybory do Izby Poselskiej czeskiego parlamentu, wyborcy wątpią w sens PE (47 proc. uważa, że jest zbędny; kolejne 15,4 proc. go nie rozumie), wyborcy sądzą, że diety europosłów są zdecydowanie przesadzone i nieuzasadnione (ponad 64 proc. badanych wezwało europosłów, żeby doprowadzili do obniżenia swych wynagrodzeń), spora część wyborców nie zgadza się z presją na czeskiego prezydenta Vaclava Klausa, żeby jak najprędzej podpisał Traktat Lizboński (37 proc. badanych twierdzi, że ma go nie podpisywać). Zrozumienie dla powściągliwości prezydenta Klausa wyraziło 40 proc. badanych mężczyzn i aż 49 proc. ludzi z niższym lub średnim wykształceniem. Ludzie z wyższym wykształceniem natomiast sądzą, że prezydent powinien podpisać Traktat Lizboński (61 proc.). Badanie wykazało również, że ludzie z wyższym wykształceniem są największymi zwolennikami PE. Zdaniem 85 proc. z nich ta instytucja ma sens. Gotowość udziału w eurowyborach zgłaszało 72,9 proc. ludzi z wyższym wykształceniem, 43 proc. ludzi z maturą, a 25 proc. ludzi z wykształceniem zasadniczym. Dziennik "Mlada fronta Dnes" podsumowuje, że im wyższe wykształcenie wyborców, tym lepiej dla Unii Europejskiej i jej instytucji.