Jak powiedział Dariusz Sidor dziennikarz portalu osi.olawa.pl i przyjaciel zmarłego, do tragedii doszło w piątek, kiedy to Graj samotnie zaatakował szczyt. W czasie wspinaczki pogoda zaczęła się psuć, himalaista wezwał pomoc. Do akcji ratunkowej ruszyła dwójka wspinaczy. Kiedy dotarli na miejsce Graj jeszcze żył, jednak jego stan był ciężki ze względu na wielkość odmrożeń. Dwójka himalaistów podjęła próbę ściągnięcia Polaka do namiotu ratowniczego. - Niestety 100 m przed namiotem Waldek już nie żył. Pogoda była już w tym czasie tak zła, że dwójka ratowników musiała ratować własne życie i zmuszeni byli zostawić ciało - mówił Sidor. W wyprawie brało udział sześć osób. Wszyscy są już bezpieczni. Schodzą do Karkary (Kazachstan), gdzie czeka na nich śmigłowiec. - Wszystko wyjaśni się dokładnie dopiero kiedy wrócą do Polski - dodał dziennikarz. Waldemar Graj miał 37 lat, żonę i dwójkę dzieci. Nazwa szczytu, który Graj próbował zdobyć - Chan Tengri - w języku ujgarskim znaczy "Pan niebios" lub "Pan dusz", w języku tureckim "Pan niebios" lub "Władca Tenri". Szczyt, położony na granicy Kirgistanu i Kazachstanu, jest drugim co do wysokości szczytem pasma górskiego Tien-Szanu.