Hollande zapowiadał, że chce poprawić francusko-meksykańskie relacje po aferze, która znacznie je oziębiła. Władze w Paryżu oskarżyły kilka lat temu meksykański wymiar sprawiedliwości i tamtejszą policję o sfabrykowanie dowodów przeciwko Francuzce, która została skazana na 96 lat więzienia za to, że pomagała meksykańskiemu gangowi porywać bogatych cudzoziemców. Francja wywalczyła jej uwolnienie i powrót do ojczyzny, ale wywołało to falę oburzenie w meksykańskich mediach. Duża część dziennikarzy twierdziła, że Francuzka naprawdę brała udział w porwaniach. Francois Hollande wyraził nadzieję, że po ucichnięciu tej afery, francuskie firmy podpiszą w Meksyku kontrakty - m.in. na sprzedaż uzbrojenia. Kiedy jednak wsiadał do samolotu, by udać się do Meksyku, była Pierwsza Dama Francji zarzuciła mu na Twitterze, że bardziej troszczy się o zyski firm, niż o problemy obywateli. Żeby nie denerwować władz Meksyku Hollande zignorował bowiem błagania o pomoc innej Francuzki, która alarmuje, że jej były mąż - dawny gubernator stanu Meksyk Arturo Montiel - porwał jej dzieci. Kobieta twierdzi, że ponad dwa lata temu wysłała trójkę dzieci na wakacje do ojca i od tego czasu nie może się z nimi widywać. Według pisma "Forbes", Montiel jest jednym z najbardziej wpływowych i skorumpowanych polityków w Meksyku. Trierweiler zażądała od swego byłego wybranka serca, by stanął w Meksyku w obronie zrozpaczonej kobiety. W Pałacu Elizejskim i francuskim rządzie wybuchła panika. Szef paryskiej dyplomacji Laurent Fabius oświadczył, że rozwiązanie konfliktu należy do meksykańskich sądów, a nie do polityków. Premier Manuel Valls przezornie odmówił skomentowania szczegółów afery, która zaczęła nabierać gigantycznych rozmiarów. W końcu prezydent Hollande musiał - już w Meksyku - zmienić zdanie. Zdenerwowany zasugerował, że zajmie się aferą, bo Francja "troszczy się o wszystkich swoich obywateli". Komentatorzy sugerują, że była Pierwsza Dama Francji znalazła sobie nową rolę w życiu publicznym kraju: obronę kobiet, które - podobnie jak ona - zostały porzucone i pokrzywdzone. Marek Gładysz