Główne zarzuty dotyczą wadliwie działających krótkofalówek strażaków, braku współpracy między strażą pożarną i policją, a także braku dyscypliny w szeregach samych strażaków, którzy uczestniczyli w akcji. Brak łączności uniemożliwił przekazanie rozkazu do ewakuacji mężczyznom walczącym z ogniem na najwyższych kondygnacjach budynków. Sygnał nie został odebrany, mimo że rozkaz wydano na pół godziny przed zawaleniem się pierwszej z wież. Koordynujący akcję strażaków nie mieli również dostępu do danych pochodzących z policyjnych helikopterów, krążących nad płonącymi budynkami Światowego Centrum Handlu. Chodzi tu o dane dotyczące między innymi rozmiarów ognia i kierunku rozprzestrzeniania się pożaru. Uniemożliwiło to dokładną ocenę panującej sytuacji. Jednocześnie strażacy, którzy byli po służbie, a chcieli uczestniczyć w akcji nie wiedzieli, gdzie mają się stawiać, co dodatkowo pogłębiało chaos. Ci z kolei, którzy byli już na miejscu, podążyli do płonących gmachów WTC bez zgłoszenia się do odpowiednich centrów dowodzenia i porozumienia się z przełożonymi. "NYT" pisze też, że strażacy próbujący ratować osoby uwięzione w południowej wieży WTC, dotarli znacznie wyżej niż dotąd przypuszczano. Dwaj z nich doszli do samego miejsca tragedii, na 78. piętro wieżowca. Przekonuje o tym zapis ujawnionej właśnie taśmy. Dlaczego tak długo zwlekano z ujawnieniem nagrania, o tym w relacji korespondenta RMF, Grzegorza Jasińskiego: Gdyby nie doszło do zaniedbań, to być może 343 strażaków i 23 policjantów, którzy zginęli, gdy nadwątlone ogniem konstrukcje WTC się zawaliły, zdołałoby się ewakuować.