Zbrodnia w USA. Nie żyje czteroosobowa polska rodzina
Amerykańska policja wyjaśnia okoliczności tragedii w Linden w New Jersey, gdzie doszło do strzelaniny. Dramat rozegrał się w jednym z domów jednorodzinnych. Nie żyje rodzina z Polski, rodzice i dwoje dzieci.

Nie wiadomo dotąd, co dokładnie wydarzyło się w jednym z domów w Linden. Policjanci, którzy dotarli na miejsce jako pierwsi, znaleźli ciała dwóch dorosłych osób i dziewczynki. Według ABC7, znaleźli też rannego chłopca. Trafił do szpitala, ale nie udało się go uratować.
Policja nie podała oficjalnych informacji o ofiarach. Telewizja NBC przedstawiła jedną z możliwych hipotez. Sprawcą miał być mężczyzna, który najpierw postrzelił członków swojej rodziny, a później popełnił samobójstwo.
Rodzina z Polski
Konsul Generalny RP w Nowym Jorku Adrian Kubicki przekazał, że rodzina była polskiego pochodzenia.
"W strzelaninie w Linden w New Jersey zginęła polska rodzina - rodzice i dwójka dzieci. Jesteśmy w bezpośrednim kontakcie z lokalną policją. Linden to dom dla wielu Polaków. Łączymy się w bólu z całą społecznością" - napisał na Twitterze.
Burmistrz Linden napisał w mediach społecznościowych, że dzieci miały 13 i 14 lat. "Nie ma słów, aby opisać tragedię. Złamane serce i żal" - podkreślił we wpisie Derek Armstead.
Sąsiedzi: To była normalna rodzina
Według sąsiadów rodzina wprowadziła się do domu w 2007 roku. Mężczyzna pracował jako elektryk, kobieta była kosmetyczką. "To normalna rodzina. Dlatego nie można w to uwierzyć" - powiedział 56-letni Angel Montanez, cytowany przez "New York Post".
Montanez był w bliskim kontakcie ze zmarłymi. Wspólnie odwozili swoje dzieci do szkoły. Tak było na przykład w ubiegłym tygodniu. "Nigdy bym nie pomyślała, że to będzie ostatni raz" - mówi żona Montaneza, 47-letnia Marianela.
Kobieta wspomina też swoją ostatnią rozmowę z zamordowaną koleżanką. "Opowiadała o ubezpieczeniach, wydatkach, balu szkolnym dzieci. Nie wspominała o żadnych problemach" - zaznaczyła.
Z kolei 76-letnia Digna Alvarez podkreśla, że u sąsiadów nigdy nie słyszała bójek, a ojca opisała jako przyjaznego i chętnego do pomocy. "Był bardzo miłą osobą, nie wiem co się z stało" - dodała.
Okoliczności zdarzenia ma wyjaśnić śledztwo policji. Funkcjonariusze podkreślają, że nie ma zagrożenia dla lokalnej społeczności.
