Dariusz Jaroń, Interia: Redakcja "Charlie Hebdo" nie dała się zastraszyć terrorystom. Tydzień po krwawym zamachu wraca z kilkumilionowym nakładem i prorokiem Mahometem na okładce. Prztyczek w nos islamistów?Zbigniew Pawlak: - Reakcja pisma pokazuje potęgę wolności słowa w zachodnim społeczeństwie. Jest jego silnym wyrazem. Dzisiejszy numer nie wyszedł, aby komuś ubliżyć, ale pokazać: nie boimy się was, nie jesteście w stanie złamać naszych wartości. To krzyczał ponad milionowy tłum podczas marszu w Paryżu "Liberte d’expression". Karykaturalna postać proroka narusza religijne uczucia i to chyba wszyscy rozumiemy, dlatego oczywiście jest krytykowana, ale płaczący Mahomet jest idealnym obrazem tego, co islam musi dzisiaj zobaczyć. Prorok, patrząc na chorą ideologię samozwańczego Państwa Islamskiego i jego działania płacze, a z nim miliony muzułmanów i nie tylko - ofiary ludobójstwa, gwałtów i egzekucji. To są prawdziwie wstrząsające i bluźniercze obrazy - mówiąc językiem islamu - dla miłosiernego Allaha. Co pan zapamięta z marszu w Paryżu? - Atmosferę. Dało się wyczuć, że jesteśmy częścią czegoś wielkiego, historycznego, co powtarzali idący Francuzi. Był to największy marsz ulicami Paryża w historii. Prawie dwa miliony uczestników i czterdzieści przywódców państw pięknie stanęło w obronie demokracji i wolności słowa. Często w obliczu tragedii brakuje nam słów. W Paryżu byłem pod wrażeniem ilości osób i różnorodności kultur i światopoglądów pragnących powiedzieć, wykrzyczeć jedno "jesteśmy wolni, aby wyrazić swoją opinię, swoją wiarę, swój światopogląd, mamy do tego prawo każdego dnia!" - Nieśli symboliczne napisy "Je Suis Charlie", ale również "Je Suis Policier", "Je Suis Ahmed". Paryżanie nie byli przerażeni grożącym im niebezpieczeństwem ponownego zamachu, a przecież jeszcze trwa pościg za pomocnikami zamachowców, ale wyszli na ulice jako wolni ludzie niosąc wspólne przesłanie! Wolność, równość, braterstwo - trzy filary francuskiej Republiki. Co ta solidarność oznacza dla mierzącego się z problemem terroryzmu Zachodu? - Francja we francuski sposób pokazała, że zachodnia kultura jest mocna, że mamy swoje wartości i nie musimy się bać tych, którzy chcą je nam odebrać, zastraszyć nas, zabić. Amerykanie konfrontują terror z użyciem siły, często nie licząc się z ilością ofiar. Anglicy wysyłają agentów MI6 lub wzmacniają w kraju pracę jednostek MI5, a Francuzi wychodzą na ulice, krzycząc "Viva Republika". W każdej kulturze wygląda to inaczej. W marszu uczestniczyły dzieci, młodzież, ale również starsi, którzy jasno przypominali młodszym o prawie do wolności. Niesamowity obraz jedności! - Widać społeczeństwo zachodnie coraz bardziej rozumie, że walka z ekstremizmem to nasza wspólna odpowiedzialność, bo dotyczy każdego obywatela. To nie jest już tylko sprawa polityczna, militarna. Widzimy, że to, co wydarzyło się po zamachu, przeszło w ręce ludzi. Paryżanie poczuli, że terroryzm dotyczy ich osobistego życia. To są zmiany, które wyjdą na zdrowie demokratycznemu społeczeństwu. To jest wojna przeciwko naszej cywilizacji, a udział w niej jest naszym obywatelskim obowiązkiem. Co ma pan na myśli? - Patrząc na zamachy w różnych częściach świata, nie tylko w Europie Zachodniej, okazuje się, że ludzie wcześniej wiedzą, że coś się wydarzy, że coś się zmienia, ale nie reagują. Nie zwracają uwagi na zachodzące zmiany, na pojawiające się okoliczności. Ogólnie myślą, że to ich nie dotyczy, brakuje poczucia obywatelskiej odpowiedzialności, przekonania, że można czemuś zapobiec, zareagować na przemoc, czy jawne zmiany w zachowaniu drugiej osoby. - Moim zdaniem, Francja i społeczeństwo zachodnie dojrzewa znacząco. Widzimy, że to był kolejny atak na nas, na nasze wartości. Osobiście uważam działania redakcji "Charlie Hebdo" za nie do przyjęcia i nie zgadzam się z ich ideologią, ale dołączam się do “Jestem Charlie", ponieważ wspieram walkę o wolność wyrażania moich chrześcijańskich i demokratycznych wartości. Jeśli pozwolimy się zastraszyć jutro spłoną kościoły, będą niszczone szkoły, nasze córki będą zniewolone, a szacunek do życia ludzkiego odebrany nam zostanie przez uzbrojonego fanatyka, który nie potrafi nawet czytać i pisać. Kto z nas nie wyjdzie na ulicę, by zatrzymać takie zło? Kryzys zachodnich wartości bywa wymieniany jako szansa na zaszczepienie w Europie radykalnego islamu. Zamachy w Paryżu obudzą Zachód i zmotywują do pielęgnowania swoich wartości? - Tak myślę, że Zachód już się obudził. Będą kolejne ataki, ponieważ trwa wojna. Kultura zachodnia będzie doświadczana przez terroryzm, ale to są ataki słabego na mocnego, nie na odwrót. Dotąd uważano, że zamachy wymierzone są w polityków, systemy państwowe. Wysyłano dyplomatów, agentów, wojsko, aby zrobili porządek. Tymczasem terroryści uderzają w nas, w naszą kulturę. Nawet świeckie społeczeństwo na zachodzie zaczyna to rozumieć, zaczynają to rozumieć władcy krajów muzułmańskich, a nawet talibowie w Afganistanie. Zjednoczeni Francuzi dobrze zareagowali na zamachy? - Francja pokazała, że Zachód jest mocny, że mamy swoje wartości i nie musimy się bać. Musimy wierzyć w nasze przekonania i stać mocno na naszych wartościach, wtedy ta czysta siła zła, jak nazywają ją Amerykanie, zderzy się ze ścianą, bo nasza cywilizacja budowana była przez wieki. Oczywiście islamiści walczą i będą dalej z nami walczyć, są nawet militarnie silniejsi, niż nam się wydawało, bo toczą dziś walkę na kilku frontach. Ale dostali jasny przekaz. Społeczeństwo zachodnie stanęło razem przeciwko nim. Przywódcy państw i Francuzi pokazali w Paryżu, że jesteśmy razem i będziemy walczyć. Ekstremiści trafili na reakcję, jakiej nie przewidzieli? - Moim zdaniem to, co stało się w Paryżu dowodzi, że Państwo Islamskie przegrywa. Zaczyna wić się w swoim wyrażaniu gniewu, pragnieniu śmierci. Przychodzi z sądem, chce oczyścić świat z całego zła, tymczasem zderzyło się z bardzo mocnym państwem o silnej kulturze. Islamiści dokonują ataków terrorystycznych, niosą śmierć i strach pragnąc ograniczyć naszą wolność. Możemy krytykować "Charlie Hebdo", może nam się kompletnie magazyn nie podobać i wręcz obrażać, ale mamy prawo to wyrazić, wypowiedzieć. Tę wolność chcą nam odebrać, bo Państwa Islamskiego nie mamy prawa krytykować, nasza cywilizacja o taką wolność walczyła i musi jej bronić. Z islamskimi ekstremistami bywają utożsamiani wszyscy muzułmanie. Czy to staje się poważnym problemem we Francji, gdzie mieszka spora społeczność muzułmańska? - Paryski marsz pokazał, że w zachodnim społeczeństwie jest miejsce na tolerancję. W demonstracji brali też udział muzułmanie. Nie tylko władze religijne, ale też zwykli obywatele. Wiele osób niosło napis "Je Suis Ahmed", aby uczcić wybór muzułmańskiego policjanta, poświęcającego swoje życie za wartości Republiki. Społeczność muzułmańska przeciwstawia się nie tylko teoretycznie ideologii islamistów, bo sami najczęściej są ofiarami ich działań. Czy muzułmanie nie powinni zrobić więcej, żeby napiętnować islamistów? Nie brakuje opinii, że to właśnie muzułmanie mogą w najlepszy sposób poradzić sobie z toczącym islam rakiem dżihadu. - Obserwując wojnę w Afganistanie czy sytuację w Pakistanie widzę, że wyznawcy islamu są świadomi tego, że muszą stawić czoła ekstremistom i już to czynią, ale dziś zachodnie społeczeństwo przestaje im ufać. Muzułmanie w krajach zachodnich muszą być bardziej aktywni w przeciwstawianiu się ekstremizmowi i nie przymykać oczu na najmniejsze jego przejawy w rodzinie, wśród przyjaciół czy sąsiadów. To się dzieje, ale powoli. Rodzice informują o dzieciach wyjeżdżających do Syrii, o dziwnych kontaktach, sprawdzają ich konta internetowe itd. Rodzina i krewni muszą być coraz czujniejsi. - Muzułmańskie rodziny muszą zadbać o swoje dzieci i całe rodziny, bo to one są w największym niebezpieczeństwie. Inaczej spotka ich nieszczęście. Uczestniczyłem w pogrzebach muzułmańskich i widziałem śmierć dzieci. Wszyscy umierają tak samo, a serce matki tak samo płacze. Dotąd z Francji do Syrii i Iraku wyjechało kilka tysięcy młodych osób. To poważny problem dla muzułmańskiej społeczności i poszczególnych rodzin. Są przerażeni. Czy zrównywanie wszystkich muzułmanów z ekstremistami nie leży przypadkiem w interesie Państwa Islamskiego? Dzięki temu łatwiej pokazywać im wrogów islamu i zyskać poparcie. - Dżihadyści są przeciwko każdemu, kto nie jest z nimi. Przecież w Paryżu zaatakowano także religię i kulturę żydowską. Dla IS nie ma różnicy, czy ktoś jest chrześcijaninem, żydem, ateistą czy muzułmaninem; jak nie podziela ich wizji świata, staje się przeciwnikiem. Ich działania pragną wzbudzić strach, ale i nienawiść, która dzieli społeczeństwo, tak robią na wschodzie, nawet w granicach tego samego państwa, jak Pakistan czy Irak, tego chcieliby i na Zachodzie. Zły jest każdy, kto nie przestrzega prawa szariatu? - To jest ich święta droga, szariat, ścieżka, która miała jakoby powstać na bazie prawd Koranu, nauk proroka, tradycji muzułmańskich i nauk nauczycieli islamu. IS tworzy własne prawo szariatu i jest ono inne niż ścieżka, jaką idą normalni muzułmanie, czyli poddani Allahowi. Jak społeczeństwo zachodnie powinno zachowywać się w stosunku do muzułmanów, których będzie coraz więcej obok nas? - Tak, jak odnosi się do każdego innego obywatela, który mieszka blisko nas. Poznawać ich, konfrontować, wspierać i nie być obojętnymi na ich obecność. Demokratyczne społeczeństwo musi żyć wartościami, które wyznaje, być otwarte i tolerancyjne. Ale nie pozwólmy odebrać nam tego, w co wierzymy - to jest właśnie przekaz z paryskiego marszu. Wielu muzułmanów jest zmęczonych nakazami i zakazami martwej litery prawa we własnej kulturze, ale czy zobaczą pasję i wiarę w życiu zachodniego społeczeństwa? Czy nasza świeżość potrafi pociągnąć ich do zmiany życia tak, jak robiła to kiedyś? W Paryżu ludzie wyszli na ulice jak za czasów, gdy powstawała ich Republika, wtedy wiedzieli za co umierają. *** O ekspercie: Zbigniew Pawlak - autor, wykładowca uniwersytecki, od 20 lat podróżuje po jedwabnym szlaku, przez 10 lat mieszkał i pracował w Azji Środkowej, gdzie brał udział w projektach edukacyjnych i humanitarnych - również w Afganistanie. Jest członkiem Królewskiego Towarzystwa Spraw Azjatyckich w Londynie, gdzie od kilku lat mieszka wraz z rodziną. Wraz z Jerzym Wlazło napisał książkę pt. "Pęknięte miasto. Biesłan".