- Po miesiącach prowadzenia operacji przeciwko terrorystom władze ukraińskie musiały usiąść do stołu rozmów i podpisać z nimi porozumienie, tym samym zaakceptować jako stronę konfliktu. Przy okazji Rosji udało się formalnie pozostać z boku i utrzymać retorykę, że partnerami władz ukraińskich są przedstawiciele Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej - powiedział PAP Eberhardt. Jego zdaniem skutkiem porozumienia będzie pozostanie wojsk rosyjskich w Donbasie i utrzymanie kontroli nad tym terytorium. - Bardzo prawdopodobne jest wznowienie działań wojennych celem zwiększenie rosyjskiego stanu posiadania na Ukrainie - zaznacza ekspert. Na razie, uważa, nie należy spodziewać formalnego oddzielenia republik Donieckiej i Ługańskiej od Ukrainy, choć będzie to "czas krzepnięcia de facto rosyjskiego parapaństwa w Donbasie". - W interesie Rosji będzie teraz wykorzystywanie Donbasu, by ubezwłasnowolnić Ukrainę i uniemożliwić zbliżenie z zachodem - mówi Eberhardt. Mimo to Ukraina, jego zdaniem, nie miała innego wyjścia niż podpisać to porozumienie. - Jest ono bowiem konstatacją faktu, że na tym etapie Ukraina przegrała konfrontację militarną, a odzyskanie militarne Donbasu okazało się niemożliwe - zaznacza ekspert. Protokół o wstrzymaniu ognia w Donbasie od godz. 17 czasu polskiego w piątek został podpisany w Mińsku na spotkaniu grupy kontaktowej Ukraina-Rosja-OBWE - poinformowała przedstawicielka OBWE ds. uregulowania sytuacji na Ukrainie Heidi Tagliavini. Wkrótce potem prezydent Ukrainy Petro Poroszenko nakazał wstrzymanie ognia we wschodnich obwodach swego kraju w piątek o godz. 18 czasu lokalnego.