Akcja ratownicza skupia się od kilkunastu godzin na próbach dotarcia do aresztu dla kobiet. Ta część gmachu zamieniła się w stos gruzów. - Udało nam się dostarczyć niektórym odciętym pod gruzami osobom wodę, żywność i telefony komórkowe - powiedział dziennikarzom dyrektor policji angolskiej Ambrosio de Lemos. - Wiemy, że jest tam m.in. kobieta z małym dzieckiem - dodał. Jeden z uratowanych, Joao Salqueiro, który przebywał w areszcie, opowiedział reporterowi państwowego radia angolskiego RNA o samej katastrofie: - Patrzyliśmy przez okno, gdy jeden z filarów podtrzymujących budynek prysnął jak zapałka. Widzieliśmy uciekających strażników. Krzyczeliśmy, żeby nas wypuścili, ale nie reagowali. Potem wszystko zwaliło się nam na głowy. W podziemiach gmachu znajdowało się w chwili katastrofy 114 osób - podaje angolska agencja prasowa ANGOP. Nie wiadomo, ilu ludzi znajduje się wciąż pod gruzami. Ambrosio de Lemos przypomniał, że w 1974 roku nadbudowano jedno piętro w sześciopiętrowym gmachu Dyrekcji Policji, znajdującej się nieopodal słynnego na całą Afrykę stadionu Cidadela. Budziło to pewne wątpliwości, ponieważ grunt w tej części Luandy jest "niezbyt stabilny". Ponadto na dachu umieszczono ciężki i wibrujący w czasie pracy generator, aby zapewnić Dyrekcji Policji własne źródło prądu w czasie częstych w stolicy Angoli przerw w dostawach elektryczności.