Od 29 września 1982 roku przez tydzień zmarło siedem osób, które zostały otrute w taki sam sposób. Każda z ofiar mieszkająca w rejonie Chicago zażyła popularny wówczas w USA lek przeciwbólowy. Tylenol sprzedawano w niewielkich butelkach. Jak się jednak okazało, część leków była zatruta. Nieznany dotąd sprawca prawdopodobnie kupował lub wykradał opakowania ze sklepów, a następnie zmieniał skład tabletek w taki sposób, że zamiast składników przeciwbólowych, zawartością tabletek była śmiertelna trucizna - cyjanek. Fala zgonów w rejonie Chicago W wyniku zakupu feralnej fiolki i zażycia tabletki zmarło siedem osób, w tym troje członków jednej rodziny. Policja początkowo nie miała pojęcia, co jest przyczyną nagłej śmierci, jednak badania wykazały jednoznacznie, że w każdym przypadku był to cyjanek. Jak podaje CBS News, śledczy wrócili do sprawy i przy użyciu najnowocześniejszych badań DNA starają się pozyskać nowe informacje. Badane są m.in. osoby, które cudem uniknęły śmierci, nie zażywając ostatecznie zatrutych tabletek. - Miałam otwartą butelkę. Spojrzałam na jedną z kapsułek, ale w końcu się rozmyśliłam i uznałam, że wezmę po prostu aspirynę. Mogłam być ósmą ofiarą - mówi po latach w rozmowie z mediami kobieta, która kupiła zatruty lek, lecz nigdy go nie połknęła. Złapali potencjalnego zabójcę, ale nigdy nie udowodnili mu winy Co ciekawe, przed laty nastąpił znaczący przełom, jednak sprawa utknęła w punkcie wyjścia. Krótko po morderstwach pojawił się list z wymuszeniem, w którym ktoś groził, że jeśli nie dostanie miliona dolarów, to zabójstwa będą kontynuowane. Policja znalazła nadawcę, który stał się głównym podejrzanym. James Lewis został aresztowany i oskarżony o wymuszenia. Śledczy nie zdołali mu jednak udowodnić, że dokonał zbrodni. Mężczyzna jest na wolności.