Polsat News: Jak niemieckie organizacje ekologiczne patrzą na to, co wydarzyło się na Odrze? Sascha Maier: - To, co obserwujemy na granicznej rzece, jaką jest Odra, jest dla nas katastrofą, nawet sobie nie wyobrażaliśmy, że coś takiego może wydarzyć się w roku 2022. To jest coś niewyobrażalnego, że na odcinku kilkuset kilometrów giną setki ton ryb. Nie można tego inaczej nazwać, to katastrofa. W stronę polskich władz płynie zdecydowana krytyka ze strony Niemiec. W tym samym stopniu do rządu federalnego i rządu krajowego w Brandenburgii, a co na to wy, ekolodzy? - Również nasi polscy koledzy z licznych organizacji ekologicznych, czy mówmy tu o WWF Polska, czy innych organizacjach, nie są w stanie zrozumieć tego, co się wydarzyło. My też tego nie rozumiemy. Przecież mamy oficjalne kanały wymiany informacji, które powstały po katastrofie na Renie w 1986 roku. Te procedury są przecież jasne, ale jak się okazuje, nie zostały one dotrzymane. Niestety przyczyna leży po stronie polskiej administracji. "Najważniejsza jest konstruktywna współpraca urzędów" W jakim stopniu jest to wina Polski? Co konkretnie oceniacie, że poszło nie tak? - Jeszcze tydzień temu we wtorek, pływałem kajakiem na odcinku granicznym i wtedy dopiero dowiedziałem się o fali zanieczyszczeń, która idzie w dół rzeki. To przez strony w internecie z informacjami od polskich wędkarzy dowiedziałem się, że coś jest nie tak w okolicach Wrocławia i Oławy. Mało tego, to były doniesienia jeszcze z lipca. I co wtedy, nikt z polskiej administracji wówczas nie reagował? Przecież już wtedy polska strona powinna informować niemiecką o problemie. Organizacja NABU domaga się już teraz międzynarodowej komisji śledczej. Co wy na to? - To zależeć będzie od tego, czy polski premier Morawiecki poważnie mówi o wyjaśnieniu wszystkiego. Jakby nie patrzeć, to jest zadanie dla samego szefa rządu. Ale ja mam wątpliwości, bo ci, którzy są odpowiedzialni lub współodpowiedzialni za sytuację na Odrze, są wciąż na pokładzie tego statku. A to co robi teraz polska strona na miejscu, gdy sprawa nabrała już tempa, jest dla was wystarczające? - Widzimy przynajmniej, że polska strona oczyszcza rzekę z martwych ryb. Jeszcze kilka dni temu wyglądało to trochę inaczej, były miejsca, gdzie martwe ryby masowo zalegały. Dla mnie teraz najważniejsza jest konstruktywna współpraca urzędów po obu stronach rzeki i mam nadzieję, że to tej współpracy dojdzie. Rtęć "nie aż tak istotna" W Polsce tematem numer jeden jest rtęć i wszyscy się pytają, czy jest, czy jej nie ma. Ale czy to faktycznie problem numer jeden? - To nie jest aż tak istotne. Oczywiście, gdy pojawiły się w zeszłym tygodniu te doniesienia, to wówczas miało znaczenie. Ale przecież minister rolnictwa z Brandenburgii powiedział, że nie jest to jeszcze jasne, że trzeba nadal sprawdzać, że trzeba szukać przyczyny. Najpierw laboratoria muszą zbadać wodę pod kątem różnych substancji, a to naprawdę dość trudne i czasochłonne zdanie. To jak zagadka kryminalna. A co dla was jest w tej chwili ważne, co się musi w najbliższych dniach wydarzyć, żeby ocenić wielkość tej katastrofy? - Widzimy wiele elementów, które przyczyniły się do śmierci zwierząt, ryb, małż. To nie tylko sprawa zatrucia, to również niski poziom wody w Odrze, to sytuacja, która u zwierząt wywołuje stres. Do tego dochodzi kwestia prac nad rozbudową Odry prowadzonych przez polską stronę. To też są inwestycje naruszające ekosystem. Tu można mówić o całej układance. Dziś widzimy, że te prace przy rozbudowie rzeki muszą zostać wstrzymane całkowicie. Konieczna jest konstruktywna współpraca pomiędzy polskimi i niemieckimi urzędami. Ale przede wszystkim na tu i teraz trzeba usunąć martwe zwierzęta z rzeki. Jest szansa jeszcze na to, że unikniemy ogromnej katastrofy ekologicznej, chyba najbardziej cenny jest tutaj park krajobrazowy Doliny Dolnej Odry? - Gdy przyglądałem się sytuacji na Odrze, po obu stronach granicy, widziałem wielu zaniepokojonych ludzi. Trudno dziś cokolwiek powiedzieć, jak szybko ta rzeka będzie w stanie się zregenerować. Czy uda się odbudować populacje zwierząt, to może być problemem. Wszystko zależy od tego, z jaką trucizną mamy do czynienia, czy będzie ona gdzieś zalegać na dnie, czy trzeba będzie to wszystko wydobyć. Ja sobie przypominam tylko, co się działo w okolicach Bazylei na Renie, gdy rzeka została zanieczyszczona środkami ochrony roślin podczas pożaru w zakładach chemicznych. Wtedy szybko udało się oczyścić rzekę i doprowadzić do szybkiej regeneracji i mam nadzieję, że tak będzie również w przypadku Odry. Rozmawiał Tomasz Lejman, korespondent Polsat News w Berlinie.