W nocy w okolicy, w której zauważono wczoraj wrak Cemfjordu, pływał holownik ostrzegający inne przepływające tym torem wodnym jednostki. Rzecznik ratownictwa morskiego na Szetlandach poinformował, że poszukiwania rozpoczęły się o 8:10 czasu lokalnego, czyli o 9:10 polskiego. Biorą w nich udział dwa helikoptery wojskowe i łodzie ratownicze z czterech portów na północy Szkocji. Statek nie nadał sygnału SOS Ostatni sygnał nawigacyjny od Cemfjordu pochodził jeszcze z piątku. Wczoraj po południu o wraku unoszącym się do góry dnem zameldował przepływający obok prom Hrossey należący do armatora NorthLink. Akcję poszukiwawczą przerwano wczoraj po zmroku przy nadal silnie wzburzonym morzu. Rzecznik ratownictwa morskiego i rzecznik armatora Cemfjordu, firmy Brise Schiffahrt z Hamburga, poinformowali, że statek nie nadał sygnału SOS i nikt nie jest w stanie powiedzieć, co na nim zaszło i co stało się z załogą, w której oprócz 7 Polaków był też Filipińczyk. Armator pozostaje w kontakcie z rodzinami marynarzy. Jeżeli pozwolą na to warunki atmosferyczne, dziś pracę mają rozpocząć też nurkowie, którzy dokonają wstępnej penetracji statku. Bill Farquhar ze stacji ratownictwa morskiego w szkockim Wick powiedział BBC news, że podjęte wczoraj poszukiwania były prowadzone w bardzo trudnych warunkach. Wrak znajduje się 10 km na wschód od 4 niezamieszkanych wysepek Pentland Skerries. "Cemfjord" płynął z ładunkiem cementu - Akcja będzie prowadzona tylko przy pomocy przepływających obok statków. Pamiętajmy, że miejsce katastrofy nie musi pokrywać się z miejscem, gdzie obecnie znajduje się wrak - podkreślił w rozmowie z TVP Info Piotr Stareńczak z portalmorski.pl Statek "Cemfjord" płynął z ładunkiem cementu z Aalborg w Danii do portu Runcorn w hrabstwie Cheshire, w Wielkiej Brytanii. Ostatni raz jednostkę pływającą pod banderą cypryjską widziano w piątek ok. godz. 13.30 czasu lokalnego. Na morzu panowały wówczas bardzo złe warunki pogodowe. W pobliżu nie dostrzeżono tratw, ani szalup Według brytyjskich mediów, dopiero w sobotę ok. godz. 14.30 czasu lokalnego załoga promu "Hossey" zauważyła w cieśninie Pentland Firth, między północno wschodnią Szkocją i Orkadami, w odległości ok. 15 mil morskich na północny wschód od niewielkiego portu Wick, przewrócony wrak, którego dziób utrzymywał się nad powierzchnią wody. W pobliżu nie dostrzeżono tratw, ani szalup ratunkowych. Załoga promu zaalarmowała służby ratunkowe. Armator statku Brise Shiffahrts Gmbh z Hamburga poinformował, że załogę statku stanowiło 7 Polaków i Filipińczyk. Informację tę potwierdził konsulat RP w Edynburgu. Rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski poinformował, że polskie placówki dyplomatyczne "weryfikują czy na pokładzie cementowca, który zatonął u wybrzeży Szkocji byli obywatele polscy i jaki jest ich los". Według armatora, który zatrudnia wielu polskich marynarzy, od załogi statku nie odebrano sygnałów ratunkowych. W rejonie panowała wówczas bardzo zła, sztormowa pogoda, która nadal się utrzymuje. W zakrojonej na szeroką skalę akcji poszukiwawczej brały udział w sobotę śmigłowce RAF-u, statki ratownicze z portów w Thurso, Wick, Longhope i Stromness jak również jednostki ochrony wybrzeża. Według brytyjskiej Agencji Ratownictwa Morskiego i Ochrony Wybrzeża nie zauważono dotychczas żadnych rozbitków. Z powodu zapadających ciemności akcję przerwano w sobotę późnym wieczorem; ma być wznowiona w niedzielę. W rejonie katastrofy pozostał holownik "Hercules", który oświetla miejsce tragedii i ostrzega przepływające statki. Akcja koordynowana jest z Szetlandów. Wrak najprawdopodobniej w niedzielę zostanie odholowany do portu Wick. "Musimy obawiać się najgorszego" - Musimy obawiać się najgorszego, jednak będziemy kontynuować poszukiwania tak długo, jak się da, z użyciem wszystkich środków, które mamy do dyspozycji - powiedziała telewizji ITV Susan Todd z Agencji Ratownictwa Morskiego i Ochrony Wybrzeża. - Przez pewien czas będziemy szukać ludzi w wodzie oraz szalup ratunkowych znajdujących się na pokładzie w nadziei, że komuś udało się w nich schronić - dodała. Zdaniem ekspertów, przewrócenie statku, w połączeniu z faktem, że nie odnotowano wezwań o pomoc może świadczyć o tym, że statek przewrócił się i zaczął tonąć tak nagle i szybko, że nie zdążono z jego pokładu wysłać sygnału Mayday. Z uwagi na fakt, że akcję poszukiwawczo-ratowniczą rozpoczęto dopiero po natknięciu się na wrak, prawdopodobnie zawiodły także automatyczne systemy uruchamiające nadawanie takiego sygnału. "Cemfjord" ma już za sobą groźny wypadek Liczący 83 metry długości "Cemfjord", o wyporności 2301 t, zbudowano 30 lat temu jako uniwersalny statek do przewozu towarów. W 1998 r. przebudowano go i przystosowano do transportu cementu. Jak poinformował brytyjski dziennik "The Independent" w swym wydaniu internetowym, "Cemfjord" ma już za sobą groźny wypadek. W lipcu ub. r. osiadł na mieliźnie koło wyspy Laeso, u północnych wybrzeży Danii. Stwierdzono wówczas, że 57-letni rosyjski kapitan statku był w momencie wypadku kompletnie pijany.