Pędząc do biura zauważył kobietę w wodzie. Ta próbowała ocalić tonące zwierzęta, ale po chwili sama - przemarznięta do szpiku kości - potrzebowała ratunku, bo umierała z wychłodzenia. - Krzyczała, że przemarzła i nie jest w stanie się już poruszać. Że już dłużej nie wytrzyma. Zobaczyłem po prostu, że coś się unosi na powierzchni jeziora. Ale nie mogłem tam podejść. Zadzwoniłem po policję - relacjonował przebieg zdarzeń mieszkaniec Mantui. Wszystko działo się na odludziu, z dala od domów i zasięgu wzroku mieszkańców Mantui. - Gdybym nie zaspał i przyszedł do pracy jak zwykle ona pewnie by tego wypadku nie przeżyła - dodał bohater.