W 2000 roku zarobki w Polsce wynosiły przeciętnie 1923 zł, czyli 284 funty. W tym roku dostajemy średnio ponad 3 000 zł, czyli 734 funty. Nie jest to może wiele, ale i tak wreszcie możemy czuć się za granicą jak obywatele świata. Zmiana ta jest najbardziej widoczna przy porównaniu kosztu wakacji w Polsce i za granicą. Trzytygodniowy pobyt w hotelu na Florydzie plus przelot samolotem w obie strony może nas kosztować tyle, co trzy tygodnie spędzone w dobrym hotelu w Sopocie. Bardziej opłaca się także robić zakupy za granicą. Po przeliczeniu na złote markowa bluza GAP kupiona w Londynie kosztuje tyle samo co bluza Reserved w warszawskim sklepie. Nawet ceny piwa w pubach są w obu miastach porównywalne. A jeszcze niedawno polscy turyści liczyli każdy pens. Na zwyżce złotego, wynikającej z szybkiego rozwoju gospodarki, korzystają nie tylko urlopowicze. Beneficjentami są też kredytobiorcy. Zdaniem ekonomistów, gdyby nasza waluta była słabsza, stopy procentowe mogłyby sięgnąć już 8%. Najwięcej zyskują posiadacze kredytów w obcych walutach. Miesięczna rata kredytu hipotecznego w wysokości 200 000 zł zaciągniętego w dolarach wynosiła w 2006 r. 1240 zł. Dziś - 1 000 zł. Jest jednak i druga strona medalu. Mocny złoty sprawia, że Polska przestaje być krajem tanim. Z punktu widzenia Brytyjczyka czy Amerykanina Polska podrożała w ostatnim roku o prawie 25%. Cierpią na tym hotelarze i właściciele restauracji, którzy zaczynają tęsknić za czasami, gdy tabuny młodych Brytyjczyków szastały pieniędzmi w polskich pubach.