Uchwalone jeszcze w kwietniu ub.r. prawo o zagranicznych NGO wymaga od nich, by znalazły oficjalnego chińskiego opiekuna instytucjonalnego z ogłoszonej przez władze listy, zarejestrowały się w ministerstwie bezpieczeństwa publicznego lub jego lokalnym wydziale oraz składały szczegółowe sprawozdania finansowe. Uprawnia też policję do przesłuchiwania ich pracowników, przeszukiwania biur, wglądu do dokumentów, a w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości - nawet do konfiskaty majątku i deportacji osób. Poddanie zagranicznych NGO zaostrzonej kontroli to według obserwatorów wyraz rosnącej ksenofobii i nieufności ze strony rządzącej Komunistycznej Partii Chin (KPCh) względem zagranicznych organizacji działających w tym kraju, uznawanych przez Pekin za potencjalne przekaźniki szkodliwej zachodniej ideologii. Badacze z niemieckiego think tanku MERICS ocenili w marcu na łamach magazynu "The Diplomat", że "nowe prawo w praktyce wygląda na zaprojektowane po to, by utrudnić życie międzynarodowym organizacjom". Eksperci zwracają uwagę, że choć ustawę uchwalono w kwietniu ub.r., to dopiero w listopadzie - na miesiąc przed jej wejściem w życie - chińskie władze opublikowały szczegółowe wytyczne dotyczące rejestracji. Dopiero 20 grudnia światło dziennie ujrzała natomiast lista instytucji rządowych, które mogą być oficjalnymi opiekunami zagranicznych NGO, oraz listę obszarów, którymi organizacje te mogą się w Chinach zajmować. "Chaotyczny i fragmentaryczny sposób wprowadzania nowego prawa zdaje się sugerować celowe utrudnianie życia międzynarodowym organizacjom działającym w Chinach. W istocie wiele zagranicznych NGO, które działały wcześniej w prawnej szarej strefie, jest teraz wypychanych na obszar jednoznacznej nielegalności" - piszą Kristin Shi-Kupfer i Bertram Lang z niemieckiego think tanku. Trudności zaczynają się już na etapie rejestracji. Choć od wejścia w życie nowych przepisów minęło już prawie pół roku, do czerwca w ministerstwie bezpieczeństwa publicznego zarejestrowały się tylko 82 zagraniczne NGO - wynika z danych opublikowanych na stronie internetowej tego resortu. Ponad jedna trzecia z nich to izby gospodarcze i organizacje handlowe. Na liście są też znane instytucje charytatywne, jak Fundacja Billa i Melindy Gatesów czy Fundacja Li Ka-shinga, a także grupa obrońców praw zwierząt WWF i Światowe Forum Ekonomiczne, które były wcześniej zarejestrowane w ministerstwie spraw cywilnych. Spośród pozostałych NGO część wstrzymała działalność w Chinach albo całkowicie wycofała się z tego kraju, część aplikuje doraźnie o tymczasowe pozwolenia na poszczególne przedsięwzięcia, a tysiące innych funkcjonują na granicy prawa, ryzykując reperkusje. Dotychczas nie zarejestrowała się w ministerstwie np. żadna grupa obrońców praw człowieka - zwraca uwagę hongkoński dziennik "South China Morning Post". Dziennik podaje przykład amerykańskiej organizacji ochrony środowiska, która w ostatnich pięciu miesiącach ograniczyła swoją działalność w Chinach do starań o uzyskanie rejestracji. "Zdecydowaliśmy się zaprzestać wszelkiej działalności, by nie wystawiać nas ani naszych partnerów na ryzyko - powiedział dyrektor chińskiego programu tej organizacji, nie podając nazwiska. - Jeśli ktoś chciałby nas zaatakować, mógłby to zrobić z łatwością, gdyż prawo jasno mówi, że rejestracja jest wymagana". Zdaniem ekspertów, o ile duże organizacje starają się spełnić stawiane przez Pekin wymagania i zalegalizować swoją obecność w Chinach, o tyle wiele mniejszych grup decyduje się na działalność bez rejestracji. "Dla nas to prawo jest jak nóż wiszący nad szyją - powiedział "SCMP" działacz hongkońskiego NGO z Kantonu. - Zamierzamy kontynuować to, co robimy, dopóki nas nie wyrzucą. Nic nie poradzimy, jeżeli będą chcieli zamknąć (naszą działalność)". Obawy w środowisku wzrosły po zatrzymaniu w marcu tajwańskiego obrońcy praw człowieka Li Ming Cze (Lee Ming-cheh), któremu zarzuca się zagrażanie bezpieczeństwu państwa. Sprawa Li została uznana przez organizacje praw człowieka za pierwsze aresztowanie działacza NGO na mocy nowych przepisów. Ustawa o zagranicznych NGO to tylko jedna z pozycji legislacyjnych wprowadzonych w ostatnich latach przez administrację Xi Jinpinga, mających na celu zacieśnienie kontroli nad obywatelami i wzmocnienie bezpieczeństwa państwowego. W grudniu 2015 roku, w związku z wcześniejszymi zamachami, Chiny wprowadziły nowe prawo antyterrorystyczne, które zostało ostro skrytykowane przez organizacje praw człowieka. Z początkiem czerwca br. w życie weszło nowe prawo dotyczące cyberbezpieczeństwa, które wymaga od działających w Chinach firm internetowych przechowywania na serwerach w tym kraju danych chińskich obywateli oraz danych wrażliwych ze względu na bezpieczeństwo państwa. To z kolei spotkało się z polemiką ze strony środowisk biznesowych, które argumentowały, że ustawa nie dość jasno określa, o jakie dane może chodzić, powiększa dysproporcję między chińskimi i zagranicznymi firmami w dostępie do chińskiego rynku oraz naraża te ostatnie na szpiegostwo gospodarcze. Z Kantonu Andrzej Borowiak