Na pozostanie do rana na terenie Kaesong zdecydowało się dobrowolnie ponad 800 osób. Na Południe powrócić miało 446 osób, ale granicę przekroczyło zaledwie 46. Korea Północna zamknęła wjazd do strefy. Do położonych w niej fabryk i zakładów miało dziś dotrzeć z Południa około 350 osób. To nie pierwszy raz, gdy Pjongjang wykorzystuje strefę w Kaesong do wywierania nacisku na społeczność międzynarodową. W marcu 2009 roku około 800 obywateli Południa zostało zmuszonych do pozostania w strefie, gdy ze względu na trwające manewry sił Korei Południowej i Stanów Zjednoczonych Pjongjang całkowicie wstrzymał ruch na granicy.Ministerstwo Spraw Zagranicznych zapewnia, że na razie nie ma potrzeby ewakuacji polskiej ambasady z Pjongjangu. Rzecznik resortu Marcin Bosacki powiedział, że w tej chwili taki wariant nie jest rozważany. Dodał, że w Korei Północnej jest bardzo niewielu Polaków. W tej chwili przebywają tam tylko pracownicy ambasady. Na stałe w Korei Północnej mieszka jeden obywatel naszego kraju, który jednak teraz jest w Polsce. Rzecznik ministerstwa zastrzegł, że w razie zaostrzenia sytuacji ewakuację naszych rodaków można przeprowadzić błyskawicznie. Polskie władze zaapelowały do władz Korei Północnej o wstrzymanie się przed gwałtownymi krokami i prowokacjami. Zdaniem przedstawicieli Ministerstwa Spraw Zagranicznych, władze w Pjongjangu powinny wznowić dialog i przestrzegać rezolucji ONZ.Chiny do tej pory uchodziły za głównego sprzymierzeńca władz w Pjongjangu na arenie międzynarodowej. Po ostatniej próbie atomowej Pekin wyraźnie dał jednak do zrozumienia, że kończy mu się cierpliwość wobec nieprzewidywalnego sąsiada. Wiceminister spraw zagranicznych spotkał się w Pekinie z ambasadorami obydwu państw koreańskich i Stanów Zjednoczonych. W imieniu Chin wyraził poważne zaniepokojenie sytuacją na Półwyspie.Anonymus - grupa aktywistów internetowych, sprzeciwiająca się ograniczaniu wolności obywatelskich, grozi reżimowi w Pjongjangu. Hakerzy żądają od Korei Północnej zaprzestania gróźb wobec świata oraz dymisji jej przywódcy Kim Dzong Una. Przekonują, że włamali się na północnokoreańską propagandową stronę www.uriminzokkiri.com, skąd wykradli dane o 15000 użytkowników portalu. Hakerzy grożą też skasowaniem informacji, zgromadzonych na wewnętrznych systemach w Korei Północnej. W komunistycznej Korei z Internetu korzystają wyłącznie uprzywilejowane grupy społeczne. Połączenia możliwe są dzięki chińskim łączom oraz prawdopodobnie łączom satelitarnym.Korea Północna, podgrzewając konflikt na Półwyspie, szykuje się do uczczenia 101. rocznicy urodzin Kim Ir Sena. Tak uważa specjalista do spraw Azji Południowo-Wschodniej, Nicolas Levi. Nieżyjący od 19 lat Kim Ir Sen, dziadek obecnego przywódcy Północnej Korei, pozostaje głową państwa. Ma tytuł "Wiecznego Prezydenta". Analitycy spodziewają się, że hołd założycielowi dynastii Kimów zostanie oddany poprzez przeprowadzenie próby nuklearnej. "Najnowsza decyzja o zamknięciu przygranicznej strefy ekonomicznej Kaesong i deklaracje wojenne mają budować odpowiednią atmosferę"- powiedział Nicolas Levi w wywiadzie dla Informacyjnej Agencji Radiowej. Specjalista widzi też inny powód: obecny przywódca Kim Dzong Un otrzymał szlify generalskie i naczelne dowództwo Koreańskiej Armii Ludowej w wieku zaledwie 26 lat. Teraz chce udowodnić, że potrafi być wodzem godnym dziadka i ojca.Analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Wojciech Lorenz podkreśla w rozmowie z IAR, że dla mieszkańców Korei Północnej Kaesong to jedyne źródło twardej waluty. W strefie działa kilkadziesiąt południowokoreańskich firm, które zatrudniają około 50 tysięcy Koreańczyków z Północy. Jego zdaniem, zamknięcie strefy tylko pozornie szkodzi Północy. Odcina ją co prawda od poważnego źródła dochodów, ale pozwala wywierać presję na społeczność międzynarodową. W ostatnich dniach reżim w Pjongjangu ogłosił, że wchodzi w stan wojny z Seulem i zagroził, że odpowie "z całą mocą" na jakiekolwiek prowokacje. Północnokoreańskie władze zapowiedziały też, że ponownie otworzą kompleks nuklearny w Jongbion, zamknięty sześć lat temu. Jednak według większości analityków, do wojny na Półwyspie Koreańskim nie dojdzie. Eksperci uważają, że Pjongjang chce wywrzeć presję na społeczności międzynarodowej, by uzyskać pomoc humanitarną oraz ustępstwa w rozmowach o północnokoreańskim programie nuklearnym.