Szef KE miał odwiedzić stolicę Albanii w piątek. Chciał osobiście przekonać się o postępach stabilizacji politycznej w Albanii jako kraju, która zabiega o wpisane go na listę państw kandydujących do Unii Europejskiej. Tymczasem w stolicy Albanii w czwartek od rana trwały starcia między policją a zwolennikami socjalistów, którzy zgromadzili się pod budynkiem Centralnej Komisji Wyborczej (CKW) i zablokowali drogi wyjazdowe z miasta. Kilku demonstrantów zostało rannych. CKW na wniosek rządu prawicowej Partii Demokratycznej, który zakwestionował ponowne, piąte z kolei zwycięstwo socjalisty w wyborach burmistrza stolicy kraju, ponowne przeliczyła w środę głosy. Oznajmiła, że zwyciężył kandydat rządowy na burmistrza Tirany Lulezim Basha, a nie - jak wynikało z pierwszego liczenia głosów - dotychczasowy burmistrz, socjalista Edi Rama. Socjaliści wygrali wybory w 35 z 65 ośrodków liczącego 3,1 miliona mieszkańców bałkańskiego kraju. Jednak dotychczasowy popularny burmistrz Tirany miał przewagę zaledwie dziesięciu głosów nad kandydatem rządowym. To posłużyło rządzącej prawicy do zakwestionowania rezultatu głosowania w stolicy. Premier i jednocześnie lider Partii Demokratycznej Sali Berisha zapowiedział ponowne przeliczenie głosów również w całej Albanii. W odpowiedzi zwolennicy socjalistów w stolicy zablokowali na kilka godzin główną szosę prowadzącą z Tirany do Durres. Sparaliżowali także ruch na innych drogach łączących stolicę z resztą kraju. Na skrzyżowaniach zapłonęły stosy opon samochodowych. - Centralna Komisja Wyborcza ukradła nam zwycięstwo wyborcze - oświadczył w czwartek Rama, który oskarżył czterech jej członków o dokonanie fałszerstwa wyborczego. - Wszyscy na ulicę w obronie demokracji i sprawiedliwości! - wezwał Rama. Albania od dwóch lat jest pogrążona w głębokim kryzysie politycznym. Jego kulminacja nastąpiła w styczniu tego roku. Agenci służby bezpieczeństwa zastrzelili wtedy czterech zwolenników socjalistów, którzy uczestniczyli w demonstracji antyrządowej.