Zandberg powiedział w wywiadzie dla "DGP", że Lewica Razem walczy o to, żeby wprowadzić lewicowych posłów do Parlamentu Europejskiego. "Część sondaży plasuje nas powyżej progu wyborczego, część poniżej. Potrzebujemy każdego lewicowego głosu, by ten próg sforsować" - podkreślił. Jak dodał, Lewica Razem walczy o kilka mandatów, bo nie ma "imperialnych wizji". "Nie będę opowiadać bajek, że zdobędziemy większość. Myślę natomiast, że po czterech latach Sejmu zdominowanego przez różne barwy prawicy i centroprawicy, wielu Polaków czuje, że - choćby dla równowagi - lewicowy głos powinien być bardziej słyszalny" - stwierdził Zandberg. "Mamy inny pomysł na Polskę" Pytany, czy nie żałuje, że nie dogadał się z Robertem Biedroniem, SLD czy Koalicją Europejską, odparł: "Jesteśmy otwarci na wspólną listę z tymi, którzy chcą budować lewicę". "Nie będziemy robić za giermka Grzegorza Schetyny. My do Koalicji Europejskiej się nie wybieramy, bo mamy inny pomysł na Polskę" - oświadczył Zandberg. Jego zdaniem, "sporo sensownych osób dało się omamić Schetynie, że ta koalicja od Sasa do lasa to świetny pomysł". "Dziś już widać, że to po prostu nie działa. Gdyby zsumować poparcie partii, które weszły do Koalicji Europejskiej, to całość powinna być już ze dwa okrążenia przed PiS. Tymczasem jest odwrotnie - KE ewidentnie przegrywa z PiS" - powiedział lider Lewicy Razem. "Nie ma energii w koalicji" "Schetyna zaprosił na swój statek ludzi, którzy często nie mają ze sobą nic wspólnego. Jeśli ktoś zechce zrobić coś prospołecznego, zablokują go neoliberałowie. A jeśli coś progresywnego, zablokują go konserwatyści" - powiedział Zandberg. Jak dodał, efekt jest taki, że "koalicja niby jest, ale energii w niej nie ma". Podkreślił, że jeśli chodzi o Biedronia, to "był (to) jego wybór, by nie budować lewicy, tylko szyld pod wyborców liberalnych".