Aleksandr Łukaszenka ogłosił swoje zwycięstwo w wyborach, zanim jeszcze ogłoszono częściowe wyniki oficjalne. - Nasz naród jest zwycięski. Wybrał swego prezydenta w pierwszej turze - oświadczył Łukaszenka na konferencji prasowej dla zachodnich dziennikarzy. W czasie gdy Łukaszenka występował na konferencji prasowej, Centralna Komisja Wyborcza ogłaszała wstępne wyniki po obliczeniu ok. 1 proc. głosów. Według tych wyników Łukaszenka dostał ponad 70 proc. głosów. Tymczasem od trzech do pięciu tysięcy sympatyków opozycji zebrało się dzisiaj wieczorem w centrum Mińska, by wspólnie oczekiwać na wyniki wyborów prezydenckich. Kilka dni temu liderzy opozycji wezwali swoich zwolenników do świętowania wyborczego zwycięstwa. Nie wiadomo jednak, czy będzie co świętować. Wstępne wyniki wyborów będą znane za kilka godzin, ale byłoby wielką niespodzianką, gdyby nie wygrał ich Łukaszenka. W czasie wiecu Uładzimir Hanczaryk, główny rywal Aleksandra Łukaszenki w wyborach, oskarżył władze o sfałszowanie wyników. Jak poinformowała Centralna Komisja Wyborcza, frekwencja była bardzo wysoka - do urn poszło 75 procent uprawionych. Według danych z tzw. obiektów zamkniętych, czyli szpitali, sanatoriów i jednostek wojskowych, w których głosowanie kończy się najwcześniej, niemal 80 proc. wyborców oddało głos na Aleksandra Łukaszenkę. Państwowa telewizja twierdzi, że te wyniki nie będą się zbytnio różnić od ostatecznych rezultatów dzisiejszego głosowania. Centralna Komisja Wyborcza wyniki wstępne zamierza podać około północy. Nie wiadomo, jak zakończy się akcja opozycji. Jeszcze dzisiaj prezydent Łukaszenka obiecywał, że nie dopuści do naruszania porządku publicznego. Jermoszyna zapewniła, że w ciągu dnia do CKW nie wpłynęły żadne skargi na poważne naruszenia ordynacji wyborczej. Opozycja jest przekonana, że wyniki wyborów będą sfałszowane. Niezależni obserwatorzy już kilka godzin wcześniej prezentowali całe teczki przychodzących faksem z całego kraju dokumentów świadczących o naruszaniu ordynacji wyborczej przez członków komisji wyborczych. Nagminne były wypadki niewpuszczania do lokali wyborczych międzynarodowych obserwatorów, w tym przedstawicieli OBWE, którzy już w poniedziałek zamierzają wydać oświadczenie w sprawie prawidłowości białoruskich wyborów prezydenckich. Dziennikarze potwierdzają, że w lokalach wyborczych nie było obserwatorów. Szefowie komisji odmawiają odpowiedzi, czy obserwatorzy nie przyszli, czy też ich nie wpuszczono. Tym obserwatorom, którzy byli w lokalach wyborczych, nie pozwalano nic robić. Członkowie komisji uniemożliwiali im nie tylko dostęp do komisyjnych protokołów, lecz nawet podejście do stołu, przy którym wydawane były karty do głosowania. Centralna Komisja Wyborcza uporczywie jednak twierdzi, że do "większych" naruszeń prawa nie dochodziło. Do centrum prasowego w Mińsku przyszło w ciągu dnia kilkadziesiąt osób, które chciały poinformować dziennikarzy o naruszaniu prawa w ich punktach wyborczych. Ochrona nie wpuściła ich do centrum prasowego, więc wyczekiwali pod drzwiami, aż przedstawiciele prasy wyjdą na zewnątrz. Większość skarżących się to studenci, którzy po przyjściu do lokali wyborczych odkrywali, że już zagłosowali. Na listach wyborców widniały ich podpisy - podrobione. Wstępne wyniki wyborów CKW zamierza podać przed godz. 23.00 czasu miejscowego (godz. 22.00 czasu polskiego). Niezależni obserwatorzy rezultaty swojej kontroli ogłoszą dopiero o trzeciej w nocy. Twierdzą, że aby ogłosić wyniki jeszcze w dniu wyborów, trzeba je znać już dzień wcześniej. Za głównego rywala obecnego prezydenta Aleksandra Łukaszenki uchodzi kandydat zjednoczonej opozycji Uładzimir Hanczaryk. Białoruski przywódca Aleksandr Łukaszenka powiedział, że "przemyśli" możliwość startu w kolejnych wyborach. Na razie konstytucja nie daje mu takiego prawa. Jeśli wygra obecne wybory, rozpocznie się jego druga i - według prawa - ostatnia kadencja. - Nie potrzebujemy uznania naszych wyborów przez Zachód, czy kogokolwiek - oświadczył Łukaszenka. Jego zdaniem ważne jest, by naród wybrał prezydenta w wolnym i sprawiedliwym głosowaniu. Po wyborach Zachód i OBWE - stwierdził prezydent - i tak zechcą nowelizować stosunki z Białorusią. - Będziemy likwidować nieporozumienia, bo żyjemy z Europejczykami w jednym domu. Nie damy się jednak obrażać - zapowiedział Łukaszenka. Białoruski lider stwierdził, że w przypadku wygranej jednego z kontrkandydatów: wysuniętego przez opozycję Uładzimira Hanczaryka lub szefa Białoruskiej Partii Liberalno-Demokratycznej Siarhieja Hajdukiewicza - "bezsprzecznie" uzna ten wybór za ważny. - Oczekuję jednak, że obaj zachowają się tak samo w stosunku do mnie - powiedział. We wczorajszym wystąpieniu telewizyjnym Łukaszenka zaapelował do Białorusinów, by głosowali na niego, zapewniał, że wybory będą "uczciwe". Jego rywal Uładzimir Hanczaryk z kolei apelował do obserwatorów i mediów, by zapobiegły "masowym fałszerstwom". Podczas dzisiejszego głosowania Hanczaryk uważa, że on i opozycja już wygrali. - Wygraliśmy, pokonując strach i beznadzieję - uznał opozycyjny kandydat. Lokale wyborcze zostaną zamknięte o godzinie 19. Pierwsze wstępne wyniki oczekiwane są dzisiaj w nocy. Tymczasem dzisiaj wczesnym popołudniem serwery internetowe wszystkich niezależnych białoruskich mediów, które w Internecie na bieżąco informowały o przebiegu wyborów prezydenckich, przestały działać. W dziale technicznym tygodnika "Biełaruskaja Dzieławaja Gazieta" poinformowano, że nie działa żaden serwer. Przygotowano ich kilka na wypadek odłączenia. Zapasowe "wyłączyły się", kiedy podano ich adres. Komputerowcy szukają teraz możliwości grzecznościowego skorzystania z serwerów zagranicznych. Nie można wejść również na strony internetowe "Radia Racja", "Radia Svaboda", inicjatywy obywatelskiej "Karta ''97", niezależnej agencji informacyjnej "BiełaPAN", oraz obywatelskiej koalicji "Niezależny Obserwator", której 10 tys. przedstawicieli kontroluje przebieg głosowania i prowadzi tzw. równoległe liczenie głosów. Nie działa strona www. opozycyjnego kandydata Uładzimira Hanczaryka. Dziennikarze informują też, iż ktoś - podejrzewają, że służby specjalne - podsłuchuje ich telefony. Opowiadają, że do redakcji "Biełaruskaja Dzieławaja Gazieta" zadzwonił internauta z Homla z informacją o niedziałających serwerach, a chwilę później wyłączono jego domowy telefon. O tym poinformował już telefonując z poczty. Tymczasem w godzinę po zamknięciu lokali wyborczych niewielka bomba eksplodowała przed budynkiem ambasady Stanów Zjednoczonych w Mińsku. Na szczęście nie było ofiar, zniszczony został tylko chodnik w pobliżu ambasady. Białoruska milicja odmówiła komentarzy na temat incydentu. Stany Zjednoczone są jednym z najbardziej krytykowanych krajów przez Białoruskiego przywódcę Aleksandra Łukaszenkę. Wielokrotnie zarzucał on Amerykanom mieszanie się w wewnętrzne sprawy Białorusi. Waszyngton z kolei zapowiadał, że nie uzna wyników wyborów, w których zgodnie z oczekiwaniami powinien zwyciężyć właśnie Łukaszenka.