Przedstawiając w wyższej izbie parlamentu informację na temat gwałtownych starć, w jakie przemieniła się demonstracja "oburzonych", szef MSW powiedział, że "ślepej przemocy" dopuściło się około 2 tys. chuliganów. Dodał, że wandale i ekstremiści, którzy wywołali zamieszki, wywodzą się z różnych środowisk anarchistycznych i wywrotowych. Maroni odpierał stawiane siłom porządkowym zarzuty, jakoby uczyniły za mało. Podkreślił, że władze dysponowały wszystkimi informacjami na temat osób siejących przemoc. Ale - jak dodał - normy prawa nie pozwalają na działania prewencyjne w postaci aresztowania osób podejrzewanych, że chcą uczestniczyć w aktach przemocy podczas manifestacji. Minister podał następujący przykład: "Na kilka godzin przed rozpoczęciem pochodu karabinierzy zatrzymali cztery osoby ze środowisk anarchistycznych w drodze do Rzymu, które wiozły samochodem kaski, pałki, łomy. Zostali oni spisani, ale ich zwolniono, ponieważ nie można było ich zatrzymać". Maroni zapowiedział, że "zaproponuje parlamentowi nowe rozwiązania legislacyjne, które umożliwią siłom porządkowym podjęcie interwencji w postaci akcji prewencyjnych". "Tylko dzięki siłom porządkowym uniknięto ofiar śmiertelnych" - ocenił szef MSW. Następnie zauważył: "Chciano zaatakować siedziby instytucji państwowych Republiki, przede wszystkim Izby Deputowanych i Senatu". Minister podkreślił, że organizatorzy wszelkich demonstracji powinni przedstawiać gwarancje ekonomiczne w sprawie pokrycia ewentualnych szkód, spowodowanych przez uczestników manifestacji. Przypomniał bilans sobotnich starć: 135 rannych, w tym 105 policjantów i karabinierów oraz straty w wysokości 5 milionów euro. "Zapowiada się gorąca jesień" - powiedział Maroni i przestrzegł przed możliwością gwałtownych protestów przeciwników budowy szybkiej kolei, budowanej na północy Włoch. Czytaj także: "Oburzeni": nawiedzeni, przebierańcy i prawdziwe problemy