Takich napięć nie było już we francuskiej stolicy od wielu tygodni. Ale dzisiaj wiele się zmieniło. Powód? Pierwsza rocznica wybuchu społecznego niezadowolenia, które na początku niemal w każdą sobotę wstrząsało Paryżem, ale nie tylko. Do południa - jak podała prefektura - prawie 1500 osób zostało skontrolowanych, 61 z nich przesłuchano. czy ktoś z nich został aresztowany. Prefekt Didier Lallement na briefingu prasowym stwierdził, że na razie nie ma takich informacji, choć sąd może podjąć takie decyzje. "Wszystko jest pod kontrolą" - mówił Lallement, dodając, że odpowiedź na akty wandalizmu "będzie stanowcza". Do największych zamieszek doszło na placu d’Italie. Od rana widać było, że napięcie wzrasta z każdą godziną. Efekt to poprzewracane samochody, palące się kosze na śmieci i konieczność użycia gazu łzawiącego. Policja i służby porządkowe musiały wielokrotnie interweniować, aby rozbić mniejsze bądź większe grupy protestujących. Na obrazach pokazywanych na bieżąco przez francuską telewizję widać, że na ulicach wokół placu d'Italie szczególnie aktywne są grupki młodych mężczyzn w kominiarkach, którzy nie wyróżniają się żółtymi kamizelkami. Jak mówił Didier Lallement, prefekt Paryża, podsumowując dotychczasowe wydarzenia, w innych częściach miasta jest raczej spokojnie, choć sytuacja jest bardzo dynamiczna. Funkcjonariusze starają się też zabezpieczać restauracje, aby demonstranci nie mogli wynosić z nich krzeseł oraz stołów i nie wznosili w ten sposób barykad. Z danych policyjnych wynika, że w sumie w Paryżu jest spodziewanych w ciągu całego dnia "wiele tysięcy demonstrantów, ale mobilizacja protestujących nie będzie tak wielka jak w grudniu czy styczniu", gdy ruch "żółtych kamizelek" wydawał się jeszcze bardzo mocny. Przypomnijmy, że 17 listopada ubiegłego roku, gdy wszystko się zaczęło, na ulicach zjawiło się ok. 280 tysięcy demonstrantów. W ostatnich tygodniach było to najwyżej kilka tysięcy. RP