Na dzisiaj planowane są w Kiszyniowie kolejne protesty. Ściąga na nie opozycja z całego kraju, w przeciwieństwie do wtorkowych wystąpień, w których uczestniczyła głównie młodzież. Liderzy partii opozycyjnych zaapelowali jednak do swoich zwolenników, żeby powstrzymali się od przemocy i wandalizmu. Przeciwko zwycięstwu komunistów w niedzielnych wyborach parlamentarnych we wtorek demonstrowało w Kiszyniowie około 10-15 tys. osób. Według doniesień agencji dpa, w starciach z policją rannych zostało ok. 100 osób. Części manifestantów udało się przebić przez szpaler policji i przedostać się do parlamentu oraz siedziby prezydenta, skąd wyrzucali na ulicę i podpalali meble. Siłom bezpieczeństwa udało się odzyskać kontrolę nad tymi budynkami dopiero dzisiaj nad ranem, gdy większość demonstrantów rozeszła się do domów. Demonstrujący twierdzą, że niedzielne wybory zostały sfałszowane, mimo że Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) określiła je jako generalnie zgodne z normami międzynarodowymi. Prezydent Vladimir Voronin, szef zwycięskiej Partii Komunistów Republiki Mołdawii (PRCM) porównał protesty do zamachu stanu i oskarżył liderów opozycji o próby przejęcia władzy przemocą. W oświadczeniu odczytanym we wtorek wieczorem na antenie mołdawskiej telewizji określił opozycjonistów jako "faszystów, którzy chcą zniszczyć demokrację i niepodległość Mołdawii". Według wstępnych danych, w niedzielnych wyborach PRCM zdobyła ok. 50 proc. głosów, co daje komunistom 61 miejsc w 101-osobowym parlamencie. Trzy proeuropejskie partie opozycyjne uzyskały razem 35 proc. głosów. Partia Liberalna (PL) otrzymała 13 proc. głosów, Partia Liberalno-Demokratyczna (PLDM) 12, a "Sojusz Nasza Mołdawia" 10 proc. głosów. Głosy oddane na partie, które nie przekroczyły 6-procentowego progu wyborczego zostaną rozdzielone między cztery partie, które weszły do parlamentu.