W Grecji pogrążonej w żałobie po największej katastrofie kolejowej w historii tego kraju, w której zginęły 43 osoby, a ponad 80 zostało rannych, robi się coraz niespokojniej. W pociągu, którym jechało 350 osób, większość stanowili studenci, którzy wracali z długiego weekendu do swoich domów. Protesty w greckich miastach W środę setki osób wyszły na ulice Aten, obwiniając rząd za prywatyzację firmy Hellenic Train odpowiedzialnej za obsługę greckich kolei. Ludzie zbierali się m.in. pod jej siedzibą. Interweniowała policja, która użyła gazu wobec demonstrantów, którzy rzucali kamieniami i rozpalali ogniska. W środę szef greckiego rządu Kyriakos Micotakis zapowiedział, że przeprowadzone zostanie niezależne śledztwo, które wyjaśni przyczyny katastrofy. Mimo to premier już powiedział, że wypadek był skutkiem "tragicznego błędu ludzkiego", mając na myśli domniemaną pomyłkę po stronie zawiadowcy, który został został oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci przez zaniedbanie. 59-latek nie zgadza się z zarzutami. Zaprzeczył, że popełnił jakiekolwiek błędy, zrzucając winę na usterkę techniczną. Opina publiczna w Grecji w znacznym stopniu zdaje się podzielać stanowisko zawiadowcy. Pojawiają się wypowiedzi o fatalnym stanie kolei w kraju. "Katastrofa była tylko kwestią czasu" - powiedział BBC jeden z demonstrantów. Nikos Savva, student medycyny z Cypru stwierdził, że aresztowany zawiadowca stacji nie powinien płacić ceny "za cały schorowany system". Lekarz z Larisy Costas Bargiotas w rozmowie z AFP stwierdził, że sytuacja w tej gałęzi transportu jest fatalna i nie zmienia się to od 30 lat. "To jest niedopuszczalny wypadek" - ocenił. Kolejarze zapowiedzieli strajk Za kolegą po fachu opowiadają się kolejarze. Związki zawodowe informują, że system bezpieczeństwa nie działał prawidłowo, a sygnały o tym były przekazywane od lat. Ich zdaniem katastrofa jest zaniedbaniem po stronie kolei. "Brak szacunku okazywany przez lata przez rządy greckim kolejom doprowadził do tragicznego wyniku" - przekazał w oświadczeniu związek zawodowy pracowników. Również przedstawiciele branży - podobnie jak studenci i inni obywatele - planują protest. Zapowiedzieli, że w czwartek będą strajkować. "Ból przerodził się w gniew z powodu dziesiątek zmarłych, rannych kolegów i współobywateli" - przekazał związek zawodowy. W wyniku katastrofy z greckiego rządu odszedł już pierwszy minister. Do dymisji podał się szef resortu transportu Kostas Karamanlis, który powiedział, że rezygnacja ze stanowiska jest jego obowiązkiem i "mógł zrobić tylko tyle, aby uhonorować pamięć ofiar". Polityk podkreślił, że bierze na siebie odpowiedzialność za "długoletnie zaniedbania" państwa. Zawiadowca twierdzi, że nakazał zmienić tor Jak donoszą media, katastrofa miała być spowodowana "fatalnym błędem" zatrzymanego już zawiadowcy stacji, który na odcinku Larissa-Evangelismos skierował pociąg pasażerski na tor, po którym jechał już pociąg towarowy. Zawiadowca stacji miał twierdzić, że wydał polecenie zmiany toru, ale nie zostało ono zrealizowane przez system. Rzecznik rządu Yiannis Economou zauważył z kolei, że pociągi jechały po tym samym torze przez "kilka kilometrów". Według mediów, powołujących się na źródła, gdyby zawiadowca wiedział, że pociąg pasażerski porusza się po tej samej linii co pociąg towarowy, nakazałby obu zatrzymać się przed zbliżeniem się do siebie. Należy bowiem wziąć pod uwagę, że zderzenie miało miejsce około 25 km od stacji kolejowej Larissa i punktu zmiany toru. "Wszystko może wyjaśnić transkrypt ewentualnej rozmowy zawiadowcy stacji z maszynistami" - podał Greek City Times. Zawiadowca greckiej spółki kolejowej Trainose został zatrudniony przez włoskie przedsiębiorstwo Ferrovie Dello Stato Italiane w 2017 roku - podała AFP.