Prezydent Francji Francois Hollande oznajmił, że granice Francji zostaną zamknięte. Na terenie całego kraju został wprowadzony stan wyjątkowy. "Musimy złapać terrorystów. Wiemy, kim są. Siły bezpieczeństwa działają w Paryżu" - powiedział. Prezydent zmobilizował także francuską armię. Do Paryża ściągane są jednostki wojskowe. Prokuratura ogłosiła w nocy, że łącznie pięciu zamachowców "zostało zneutralizowanych".Do strzelanin doszło w 10. i 11. dzielnicy Paryża, natomiast do wybuchów w pobliżu stadionu piłkarskiego, gdzie odbywał się mecz reprezentacji Francji. W hali koncertowej Bataclan, gdzie odbywał się koncert kalifornijskiego zespołu Eagles of Death Metal, napastnicy wzięli kilkuset zakładników. "Moja siostra jest w Bataclan. Zadzwoniłam do niej. Wydyszała tylko, że strzelają i odłożyła słuchawkę" - mówiła agencji AFP przerażona 25-letnia Camille.Pod halę przyjechało kilkadziesiąt wozów policyjnych. O godz. 00.30 polskiego czasu rozpoczęła się akcja odbijania zakładników. W trakcie szturmu dało się słyszeć strzały i wybuchy. O godz. 00.50 zaczęto wyprowadzać zakładników małymi grupami. Z hali wynoszeni byli także ranni i kolejne ofiary. Szturm zakończył się ok. 1 w nocy czasu polskiego. Według agencji Reutersa trzej napastnicy zostali zabici. Jeden ze świadków tego, co działo się w Bataclan, opisał te zdarzenia jako "rzeź"."Widziałem około 20-25 ciał leżących na podłodze w kałużach krwi" - powiedział Julien Pierce radiu Europe 1. Po szturmie służby zastały w Bataclan ok. 100 ofiar. Akcja w hali miała zostać przyspieszona, ponieważ terroryści rozpoczęli egzekucje zakładników. Zamachowcy wznosili okrzyki "Allah Akbar" (arab. "Bóg jest wielki") - wynika z relacji świadków. Mieli także wspominać o Syrii. Spekuluje się, że za atakami mogło stać Państwo Islamskie. Póki co nie ma potwierdzenia tej informacji. Łącznie w piątkowych zamach mogły zginąć setki osób - podała France24. Według pierwszych doniesień, "przynajmniej jeden mężczyzna" otworzył ogień w restauracji Petit Cambodge, znajdującej się w 11. dzielnicy. Z kolei w okolicach Stade de France, gdzie odbywał się mecz piłkarski, miało dojść do kilku eksplozji. Na stadionie przebywał prezydent Francji Francois Hollande, który został ewakuowany. Jeden z ataków pod stadionem był samobójczym zamachem - podała agencja AFP. Świadkowie relacjonowali na Twitterze, że 6-8 napastników strzelało i rzucało granatami na uczęszczanych ulicach Paryża. Inne źródła donoszą, iż terroryści przemieszczali się samochodem i w różnych miejscach otwierali ogień do przechodniów. Krótko po pierwszych atakach w Paryżu odbyło się kryzysowe spotkanie prezydenta Francois Hollande'a, premiera Manuela Vallsa i ministra spraw wewnętrznych Bernarda Cazaneuve'a. W trakcie spotkania zapadła decyzja o zamknięciu granic i wprowadzeniu stanu wyjątkowego. Następnie Francois Hollande udał się pod Bataclan, gdzie zginęło najwięcej osób. Po zamachach taksówkarza zaczęli rozwozić ludzi za darmo. Na Twitterze, pod hashtagiem #Solidarity, cały świat solidaryzuje się z Francją. "Na chwilę obecną nie mamy informacji, by wśród ofiar ataków w Paryżu byli obywatele polscy" - podała ambasada RP w Paryżu. MSZ potwierdziło te informacje. Paryż "się nie boi". Mieszkańcy spontanicznie wychodzą na ulice: Dziennikarz Tomasz Sekielski poinformował na Twitterze, że w obozie imigrantów w Calais wybuchł pożar. Nie wiadomo, czy było to celowe podpalenie. Francuskie MSZ podało, że mimo serii skoordynowanych zamachów w Paryżu ruch lotniczy i kolejowy we Francji odbywa się normalnie. "Lotniska nadal funkcjonują. Transport lotniczy i kolejowy będzie zapewniony" - głosi oficjalny komunikat. Z kolei Belgia ogłosiła wprowadzenie kontroli granicznych w ruchu drogowym, kolejowym i lotniczym z Francją - poinformował rzecznik rządu w Brukseli.