"La Repubblica" pisze, że europejski wywiad został zaskoczony przez bardzo dokładnie zaplanowane zamachy terrorystyczne dżihadystów w piątkowy wieczór, w którym spełniły się "najgorsze z proroctw". Odnotowuje, że we Włoszech natychmiast podniesiony został poziom bezpieczeństwa, wzmocnione kontrole i nadzór nad wszystkimi strategicznymi budynkami. To zaś oznacza też, dodaje rzymski dziennik, stan alarmu przed rozpoczynającym się za 3 tygodnie w Rzymie Rokiem Świętym Miłosierdzia. Jedyny konkretny wniosek jest taki, że po tym, co się stało, ani Wieczne, ani inne miasto nie może od tej pory uważać, że jest bezpieczne. "Corriere della Sera" stwierdza w komentarzu: "To ludzkość została zaatakowana przez barbarzyńców". "Od minionej nocy wiemy, co to jest wojna w sercu miasta. Od tej nocy wiemy, że w Paryżu można umrzeć tak samo, jak w Bagdadzie, jak w Bejrucie, jak w Trypolisie" - zauważa publicysta mediolańskiej gazety. Zwraca się uwagę na to, że w ostatnich miesiącach pojawiło się wiele niewysłuchanych sygnałów, zapowiadających tę tragedię. "Europa w stanie oblężenia udawała, że nic się nie dzieje" "Europa w stanie oblężenia udawała, że nic się nie dzieje" - głosi jeden z nagłówków. Autor zamieszczonego pod nim komentarza wymienia w tym kontekście nie tylko styczniowy zamach na paryską redakcję "Charlie Hebdo", ale także atak w zakładzie chemicznym koło Lyonu, napaść na parlament w Kanadzie i terror w Australii. Wszyscy uważali, dodaje, że to jest bardzo daleko. "Czy naprawdę było to nie do przewidzenia? Czy naprawdę ten, kto mówił, że Europa staje się polem bitewnym przesadzał?" - pyta. Podkreśla następnie, że Europa jest w centrum świętej wojny, wypowiedzianej przez dżihadystów. "Ten, kto ją prowadzi przelewając krew, niosąc żałobę i strach nie jest zwykłym terrorystą, ale bojownikiem w świętej wojnie, która nie zna granic, podobnie jak nie zna ich Państwo Islamskie (IS)" - czytamy w "Corriere della Sera". Europa - wskazuje dziennik - jest stałym celem tej wojny, a Paryż jej "epicentrum". "Śmiertelnie przerażają nas czarne sztandary kalifatu Publicysta gazety stawia też pytanie: "Czy należy dziwić się temu, że po tym, gdy angielska młodzież pojechała zasilić szeregi Państwa Islamskiego, w muzeach w Londynie przezornie ukryto obrazy przedstawiające, i to nie w obraźliwy sposób, wizerunki proroka Mahometa?". "Wszyscy udawaliśmy, że tego nie widzimy"- stwierdza się tekście. Jego konkluzja brzmi: "Śmiertelnie przerażają nas czarne sztandary kalifatu powiewające w rozbitej Libii, w odległości morskiej przeprawy od włoskich brzegów. Ale zawsze mamy nadzieję, że to, co dzieje się w sercu Europy, aż do ostatniej katastrofy w Paryżu, nie jest znakiem nieograniczonego powiększenia się konfliktu". "Mamy zawsze nadzieję, że wojna nie przekroczy progu niebezpieczeństwa. Mamy nadzieję, że odległość fizyczna nie zostanie przekreślona przez międzynarodówkę terroru" - dodaje dziennik. A przecież, konstatuje włoski publicysta, wystarczyło nie udawać, że się nic nie dzieje.