Konsul z konsulatu generalnego RP w Casablance Stanisław Krotoszyński poinformował, że wśród ofiar nie ma Polaków. Informację tę uzyskał od policji, z którą jest w kontakcie. Eksplodowały trzy samochody pułapki i prawdopodobnie kilka bomb. Wśród ofiar jest około dziesięciu zamachowców samobójców. Policja aresztowała trzech podejrzanych, w tym rannego zamachowca. Samochody pułapki zostały wysadzone koło konsulatu belgijskiego, restauracji Casa de Espania i w pobliżu żydowskiego centrum kulturalnego oraz cmentarza żydowskiego, zaś przed hotelem Safir zamachowiec, którego portier nie wpuścił do budynku, zdetonował ładunek wybuchowy przymocowany do ciała. Goście hotelowi pospiesznie opuszczali pokoje i udawali się w bezpieczne miejsce wskazane przez policję. Polski konsulat znajduje się w odległości 150 m od zaatakowanego żydowskiego centrum kulturalnego. Bezpośrednio po tym, jak wybuchy wstrząsnęły miastem, zamknięte zostały wszystkie nocne kluby i restauracje. Naoczni świadkowie mówią o piekle, jakie rozpętało się w Casablance, kiedy do akcji ruszyły na sygnale karetki pogotowia i samochody policyjne. Maroko jest zdecydowanym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, jednak wyrażano tam ubolewanie, że nie udało się znaleźć politycznego rozwiązania kryzysu irackiego. Społeczeństwo było przeciwne wojnie, czemu dawało wyraz w licznych demonstracjach. W marcu w Rabacie protestowało przeciwko inwazji na Irak około dwustu tysięcy osób. Król Maroka wyrażał obawy, że wojna w Iraku może nasilić w kraju islamski ruch fundamentalistyczny. Przewidziane na kwiecień wybory lokalne zostały przełożone w obawie przed zamachami fundamentalistów. Zamachów w Casablance można się było spodziewać Tego można się było spodziewać, prędzej czy później - tak o masakrze w Casablance mówią barcelońskiej korespondentce RMF dziennikarze pracujący w Maroku. Wszyscy, z którymi rozmawiała Ewa Wysocka, mówią, że to było do przewidzenia. Po ataku na Irak król Maroka Mohammed VI wyraził obawy, że wojna może pobudzić w jego kraju islamski ruch fundamentalistyczny, a ulicami marokańskich miast przechodziły wielotysięczne manifestacje antyamerykańskie. Do tego - zdaniem tamtejszych dziennikarzy - Maroko to kraj, w którym łatwo zorganizować zamach. - To jest kraj, w którym możesz robić, co chcesz. Nawet w pałacu królewskim nie ma wykrywaczy metali. Nikt cię nie kontroluje - opowiadał RMF korespondent barcelońskiego dziennika w Maroku. Po zamachach w kraju wzmocniono nadzór policji. W Casablance przeszukiwana jest ulica po ulicy. Ochronę wzmocniono też w południowohiszpańskim mieście Jerez, gdzie jutro ministrowie Maroka, Hiszpanii, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch będą rozmawiać o walce z międzynarodowym terroryzmem oraz nielegalną imigracją.