Zdaniem Felgenhauera fakt, że eksplodował ładunek wybuchowy, zawierający elementy zwiększające siłę rażenia, kwalifikuje ten czyn jako akt terrorystyczny. "O ile możemy sądzić, przynajmniej z tego, co mówią władze, był to nie atak dokonany przez samobójcę, lecz pozostawiona została teczka czy torba, która potem została być może zdetonowana poprzez sygnał telefonu komórkowego. To czyni tę sytuację niezrozumiałą, dlatego że gdyby był to atak samobójczy, to byłoby mniej więcej jasne, że to Daesz (Państwo Islamskie - PAP). A tak jest to niezrozumiałe i jest w ogóle niejasne, jak będzie to interpretowane. Może to być ktokolwiek, nawet jacyś Ukraińcy, nacjonaliści" - powiedział Felgenhauer, ekspert i komentator specjalizujący się w tematyce wojskowej. Niewielki wpływ polityczny ataku "Zwykle jeśli Daesz przeprowadza takie operacje, bywa to seria ataków i może to wywrzeć znacznie poważniejszą presję polityczną. Tu tego nie było. Jeśli pozostanie to pojedynczym atakiem, jego bezpośredni wpływ polityczny pozostanie niewielki" - ocenił ekspert. Jak wskazał, na razie nie można ocenić, jak poniedziałkowy atak będą interpretować władze. Zdaniem Felgenhauera nie można wykluczyć, że nieprzypadkowo atak przeprowadzono w dniu, gdy w Petersburgu znajdował się prezydent Władimir Putin. Jednak - jak podkreślił ekspert - rosyjski prezydent przebywał w bardzo odległym miejscu, w rezydencji w Strielnie. Według ostatnich doniesień w wybuchu w metrze zginęło 11 osób. Z Moskwy Anna Wróbel