Łukaszenka dodał podczas przemówienia w telewizji, że mężczyźni "zostaną surowo ukarani". Białoruski sąd, zgodnie z obietnicą prezydenta, skazał sprawców na karę śmierci. Profesjonalizm po białorusku Miesiąc po zamachach w mińskim metrze (zobacz zdjęcia)ze Stanów Zjednoczonych przyjechał Ronald K Noble, który porównał tę tragedię do zamachów w Londynie z 2005 roku i nazwał Kawalioua terrorystą, a białoruskie śledztwo, które eufemistycznie można nazwać "szybkim i skutecznym", określił jako "niezwykle profesjonalne". W białoruskich mediach zawrzało. Według prasowych doniesień śledczy byli przekonani o winie oskarżonych. Organizacje praw człowieka podkreślały jednak, że w trakcie śledztwa i postępowania sądowego miały miejsce nieprawidłowości proceduralne, a sama wina oskarżonych budzi sporo wątpliwości. "Sąd nie miał najmniejszego dowodu - zarówno w kwestii mojego syna, jak i Kanawałaua. Bito ich do tego stopnia, że gdy zobaczyliśmy nagranie, mój syn z trudem mówił. Z trudem siedział" - wspomina matka Uładzisłaua Kawalioua. Ekspresowe śledztwa w siedzibie KGB Opozycyjni aktywiści - zarówno ci z Białorusi, jak i z innych państw - od samego początku twierdzili, że mężczyźni byli torturowani w siedzibie KGB. Budynek KGB w Mińsku jest znany jako "Amerykanka". W tym miejscu, jak twierdzą osoby zatrzymane po szeroko dyskutowanych wyborach w 2010 roku, stosowano brutalne tortury. Ofiary były rozbierane, a następnie zamaskowani strażnicy atakowali je paralizatorami. Okna w pomieszczeniach były pootwierane. Na zewnątrz było minus dwadzieścia stopni Celsjusza. Czy właśnie taki przebieg "śledztwa" KGB miał na myśli Łukaszenka, obwieszczając obywatelom, że Białoruś skutecznie walczy z terroryzmem? Dźmitry Kanawałau i Uładzisłau Kawaliou zostali rozstrzelani w marcu 2012 roku. Więcej w dzisiejszym internetowym wydaniu "The Independent". EKM