Przypomnijmy, że po zamachu w Berlinie niemiecka policja zatrzymała 23-letniego Naveda Balucha. Pakistańczyk, który dotarł do Niemiec z falą migrantów w 2015 roku, po zatrzymaniu został uznany za głównego podejrzanego morderstwa polskiego kierowcy ciężarówki oraz spowodowanie śmierci kilkunastu osób na bożonarodzeniowym jarmarku. Jak ujawnia jednak "Daily Mail", w rzeczywistości policja nie miała najmniejszych dowodów na to, że Baluch jest sprawcą. Na ubraniu Pakistańczyka nie było śladów walki z polskim kierowca ciężarówki, nie znaleziono przy nim też broni palnej z której zastrzelił Polaka, wreszcie badania DNA nie potwierdziły jego obecności w kabinie tira. Tymczasem 23-latek został zatrzymany przez policję po donosie jednego z berlińczyków, który zgłosił funkcjonariuszom, że Pakistańczyk przekroczył jezdnię na czerwonym świetle. Odtrąbiono sukces. Jak się okazało - przedwcześnie. Niemieckiej policji zajęło kilkanaście godzin sprawdzenie fałszywego tropu. Tyle czasu otrzymał prawdziwy podejrzany o zamach, by zatrzeć tropy i zniknąć. Kraj został postawiony w stan gotowości, bo śledczy nie wykluczają, że pozostający na wolności zamachowiec zaatakuje ponownie. Tymczasem policja otrzymała ponad pięćset telefonicznych donosów, które mają rzekomo naprowadzić śledczych na trop zamachowca. We wtorek przedstawiciel służb Andre Schulz zapewnił przed kamerami, że sprawca zostanie zatrzymany "jutro albo w najbliższej przyszłości". Natomiast minister spraw wewnętrznych Thomas de Maziere zapewnił, że w śledztwie nastąpił "prawdziwy postęp". Czy to tylko dobra mina do złej gry? Dziennikarz śledczy "Die Welt" Michael Behrendt twierdzi jednak, że "policja nie ma najmniejszego pomysłu, gdzie szukać sprawcy" i brakuje im dowodów. ArWr