Schroeter podkreślił, że jest on ofiarą, a nie sprawcą poniedziałkowego zamachu, w którym śmierć poniosło co najmniej 12 osób. Jak podała agencja dpa, Schroeter powołał się na informacje uzyskane w czasie telekonferencji ministrów spraw wewnętrznych niemieckich landów. Minister spraw wewnętrznych Thomas de Maizière powiedział podczas konferencji prasowej, że 18 osób jest bardzo poważnie rannych - podaje "The Guardian". Minister potwierdził, że sprawca próbował uciec z miejsca zdarzenia. "W ciężarówce znaleźliśmy mężczyznę" - dodał. Potwierdził również, że mężczyzna znaleziony w pojeździe zginął od rany postrzałowej. Na miejscu nie znaleziono pistoletu, z którego oddano strzały. De Maizière potwierdza, że zatrzymany po tragedii to Pakistańczyk, który ubiegał się o azyl w Niemczech, ale procedura rozpatrywania jego wniosku nie została zakończona. Mężczyzna nie był notowany w związku z terroryzmem. Co wiemy do tej pory? Ciężarówka wjeżdża w tłum Do tragedii doszło w poniedziałek około godziny 20:15 w Berlinie. Pojazd wjechał na jarmark od strony słynnego Kościoła Pamięci Cesarza Wilhelma i przejechał ok. 50 metrów, potrącając spacerowiczów. Domniemany zamachowiec Z ciężarówki próbował zbiec mężczyzna, którego udało się zatrzymać ok. godzinę po tragedii. Jak donoszą lokalne media, domniemany zamachowiec to 23-letni Pakistańczyk Naved B. Ze wstępnych informacji wynika, że mężczyzna miał przekroczyć niemiecką granicę 31 grudnia 2015 roku w Bawarii i zarejestrować się, jako uchodźca. Miał być również znany lokalnej policji ze względu na drobne przestępstwa, jakich się dopuścił. Pojawiły się również doniesienia, że Pakistańczyk często zmieniał swoją tożsamość. W nocy przesłuchiwano mężczyznę, w południe zaplanowano konferencję, na której policja ujawni wstępne wyniki swojego śledztwa. Media wskazują, że niemieccy śledczy zakładają, że kierowca działał celowo. Ciało Polaka znalezione w szoferce W szoferce pozostawionej na miejscu zdarzenia ciężarówki znaleziono ciało Polaka. Policja nie podała żadnych informacji na temat mężczyzny. Wiadomo jedynie, że nie kontrolował on pojazdu i nie wiedział, że kierowca wjeżdża w tłum ludzi. Ciężarówka należała do polskiej firmy transportowej, dlatego tuż po zdarzeniu TVN24 skontaktował się z właścicielem firmy, do którego należał pojazd. Jak poinformował, planowany rozładunek samochodu został przesunięty na kolejny dzień. "Rozmawiałem z nim [z kierowcą] około południa. Mówił, że dziwna dzielnica, bo jedyni Niemcy, których widział, to ci którzy pracują w biurze, w tej firmie, gdzie miał się rozładowywać" - powiedział właściciel firmy o swoim ostatnim kontakcie z pracownikiem. Natomiast żona kierowcy od 16. nie mogła się do niego dodzwonić.