Nie inaczej było w ogromnym kompleksie biurowym World Trade Center. Jak co dnia znajdowało się w nim ponad 200 tysięcy ludzi. Najwięcej osób przebywało w dwóch najpotężniejszych budynkach świata - w Twin Towers czyli w Bliźniaczych Wieżach - wysokich na ponad 400 metrów. Zbliżało się południe. Tysiące pracowników setek biur i organizacji powoli przygotowywało się do lunchu. Restauracje i bary były wypełnione po brzegi. 18 minut po 12 dwóch strażaków spożywających posiłek przy rogu ulic West i Liberty dostało alarmujący komunikat. Taką samą wiadomość otrzymała 10 brygada strażacka stacjonująca przy ulicy West. Wieści były zatrważające. Przy południowym wjeździe do kompleksu World Trade Center coś eksplodowało. Już kilka sekund później panika ogarnęła tłum. Nagle nad Manhattanem zgromadziły się czarne chmury. Wydawało się, że niewiarygodnie wysoki Twin Tower numer 1 przechyli się i runie w dół. W środku znajdowało się ponad 50 tysięcy osób. Zamach w World Trade Center spowodował potężną panikę. Nikt nie mógł się spodziewać ataku w takim miejscu. Ładunek eksplodował w podziemiach Wieży numer 1. W jednej chwili 50 tysięcy osób zostało uwięzionych w środku. Rozpoczął się wyścig ze śmiercią. Ze mną wszystko w porządku, ale tam nic nie widać, także na bliskich poziomach: oni tam dają tlen setkom osób... W ciągu dwóch minut dym z podziemi przedostał się na 33 piętro. Wszędzie było ciemno. Wysiadły wszystkie windy. Przestała działać klimatyzacja. W tym całym dużym budynku słychać było eksplozję; i dym jest wszędzie. Na dachu budynku znajdowały się nadajniki wszystkich niemalże nowojorskich stacji telewizyjnych. Mieszkańcy miasta relacje z Manhattanu mogli śledzić jedynie w kanale 2. sieci WCBS. W całej metropolii jak nigdy zajęte były linie telefoniczne. Wszystkich ogarnął strach. Przechodziłem obok, to był ogromny huk, poleciały szyby i inne rzeczy. Jestem wstrząśnięty - to wszystko. Należało działać błyskawicznie. Do powietrza zaczął się bowiem przedostawać cyjanek sodu, który stanowił śmiertelne zagrożenie. Co więcej, tysiące ludzi uwięzionych w wieżowcu próbowało wybijać okna, by mieć czym oddychać. Spadające z takiej wysokości szyby stanowiły niewyobrażalne zagrożenie. Kompleks World Trade Center wyglądał jak krajobraz po bitwie. Cały czas obawiano się, że strzelisty Bliźniak numer 1 lada moment się zawali. Wszystkim wydawało się, że ta monstrualnych rozmiarów budowla powoli zaczęła się przechylać. Terrorystyczny zamach na nowojorskie World Trade Center był nie do pomyślenia. Zaatakowano dumę narodu, jedno z najbardziej znanych na świecie miejsc. Panika była tym większa, że w budynku cały czas uwięzieni byli ludzie. Możemy się tylko domyślać, że zginęło tam wiele osób. - To złowrogie zdanie pojawiło się w umysłach wszystkich nowojorczyków. Liczby ofiar na razie nie znano. Były już setki rannych. Na miejscu pojawiło się blisko tysiąc strażaków. Należało za wszelką cenę uratować tych, którzy zostali uwięzieni w wieży. Ile pięter musieliście zejść na dół? Sto pięć! I jak się czujecie? Ile to wam zajęło? Jakąś godzinę i 10 minut. Ekipy ratunkowe rozpoczęły wydobywanie ocalałych. Ciągle nie było jasne, czy konstrukcja w każdym momencie się nie zawali. Trzeba było przeszukać 110 pięter. Ostatnie osoby udało się oswobodzić dopiero kilka minut przed północą. Dopiero po 14 godzinach od wybuchu dowodzący akcją ratunkową ogłosił, że sytuacja została opanowana. Do szpitali odwieziono ponad tysiąc osób rannych. Śmierć poniosło 6 pracowników World Trade Center. Ciężko rannych zostało także stu strażaków. Była to największa w amerykańskiej historii akcja ratowania ludzkiego życia. Pytanie było tylko jedno. Kto ośmielił się podłożyć bombę w takim miejscu. Było jasne, że zamachowcom zależało na zamordowaniu tysięcy niewinnych ludzi. Nowojorskie dwie wieże Twin Towers i kompleks World Trade Center od ponad 30 lat stanowią chlubę Stanów Zjednoczonych. Na każdą z wież zużyto po 200 tysięcy ton stali i tyle samo metrów sześciennych betonu. W obu budowlach jest blisko 50 tysięcy okien. Razem 200 wind. Powierzchnia biurowa przekracza 4 miliony metrów kwadratowych. Pod wieżami co dzień parkuje 5 tysięcy samochodów. Terroryści doskonale wiedzieli gdzie zaatakować. Do narodu przemówił prezydent Bill Clinton: Już dziś pokolenie wychowane w cieniu Zimnej Wojny bierze na siebie nowe obowiązki w świecie oświetlonym promieniami wolności, ale niestety ciągle zagrożonym przez odwieczną nienawiść i inne utrapienia. Pytania o sprawców zbrodni pojawiły się od razu. W dzień zamachu aż 19 różnych organizacji przyznało się do ataku. Na nowojorczyków i mieszkańców innych amerykańskich miast padło przerażenie i głęboki lęk. Głos zabrał dowodzący policją w Nowym Jorku, Raymond Kelly: Na razie nie możemy spekulować na temat dlaczego ktokolwiek popełnił tak straszliwą zbrodnię. Tak czy inaczej, strach jaki ten zamach zrodził wśród mieszkańców Nowego Jorku i innych obywateli naszego kraju, jest bardzo poważny. Musimy pamiętać, że strach jest też rodzajem broni, której nie możemy się poddać. Błyskawicznie wskazani zostali terroryści z Bliskiego Wschodu. Od zwycięskiej wojny z Irakiem nie minęły jeszcze dwa lata. Wiele islamskich organizacji zaprzysięgło Amerykanom śmierć i zniszczenie. Wszystko wskazywało na to, że te złowieszcze groźby miały się spełnić. Atak na nowojorskie World Trade Center miał na celu zabicie jak największej liczby osób. Szczęśliwie stało się inaczej. Na poziomie podziemnym B2 w Wieży numer 1 zaparkowana została ciężarówka. Znajdowało się w niej ponad 400 kilogramów ładunku wybuchowego. Jednak najbardziej niebezpieczny był cyjanek sodu, który miał dokonać prawdziwej rzezi. Cudem ta zabójcza substancja zamiast parować spaliła się. Jak podkreślili zgodnie wszyscy eksperci, gdyby cyjanek zaczął przemieniać się w parę - z budynku nikt nie uszedłby z życiem. Zupełny przypadek sprawił więc, że na Manhattanie nie doszło do masakry. Amerykanie przestali jednak czuć się bezpiecznie. Szybko pojawiły się głosy ostrej krytyki pod adresem służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Bronić musiał się nowy prezydent Bill Clinton, urzędujący dopiero od miesiąca: Nie jest możliwe, żeby prezydent zdystansował się od takich wydarzeń, kiedy nad wszystkim kontrolę sprawuje rząd federalny. Jakkolwiek, będąc szczerym, muszę powiedzieć, że jestem zdziwiony, że ktokolwiek sugeruje, iż Prokurator Generalny powinien zrezygnować. Ujęcie sprawców tragedii stało się jednym z priorytetów nowej ekipy rządzącej. Powszechnie o przygotowanie ataku obwiniano saudyjskiego miliardera Osamę Bin Ladena, który od wielu już lat sponsorował międzynarodowy terroryzm i stale groził Stanom Zjednoczonym. Jednak w ciągu pierwszych dni po zamachu nic nie było jasne. Federalne Biuro Śledcze i urząd Prokuratora Generalnego obwiniano o nieudolność. Amerykanie obawiali się kolejnego ataku w każdej chwili i w każdym miejscu. Było jasne, że sprawcy katastrofy już osiągnęli swój cel. Lęk był wszechobecny. Kilka dni po zamachu w World Trade Center z lotniska imienia Johna Fitzgeralda Kennedy'ego w Nowym Jorku odleciał rejsowy samolot do Frankfurtu. Na jego pokładzie znajdowali się dwaj młodzi mężczyźni - Ramzi Yousef i Eyad Ismoil. Na ten drobny szczegół w ogarniętej paniką metropolii nikt nie mógł zwrócić uwagi. Jednak już kilka miesięcy później obaj panowie stali się najbardziej na świecie poszukiwanymi terrorystami. Amerykańskie służby specjalne były przekonane, że wskazani zostali egzekutorzy zamachu. Dopiero dwa lata później udało się sprowadzić ich z Pakistanu do Stanów Zjednoczonych. Za odkrycie kryjówki terrorystów Waszyngton zapłacił dwa miliony dolarów. Od razu rozpoczęto jeden z największych w amerykańskiej historii procesów. Ramzi Yousef i Eyad Ismoil za wykonanie ataku na World Trade Center zostali skazani w listopadzie 1997 roku. Dostali dożywocie. Biały Dom i FBI zawsze jednak podkreślały, że ujęto jedynie bezpośrednich sprawców zamachu i to nie wszystkich. Sąd orzekający w sprawie dwóch terrorystów w wyroku zaznaczył, że przygotowanie katastrofy w sercu Manhattanu wymagało sztabu osób i milionów dolarów. Zleceniodawcy zamachu ciągle pozostają więc na wolności. Atak na World Trade Center był jednym z najbrutalniejszych w historii Stanów Zjednoczonych. Nigdy jeszcze nikt nie poważył się na tak szaleńczy akt. Wszyscy mieli przeczucie, że może dojść do następnego razu. I że ten następny raz będzie o wiele bardziej krwawy. Zamach w World Trade Center do dziś pozostaje dla nowojorczyków i dla wszystkich Amerykanów bolesnym wspomnieniem. Zaatakowany został bowiem cały naród. Mieszkańcy Stanów Zjednoczonych przestali się czuć bezpiecznie. Po raz kolejny śmierć poniosły niewinne osoby. Terroryści znowu pokazali swą szaleńczą twarz.