Zgodnie z porozumieniem między prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym a prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem, rosyjskie wojska powinny do 10 października wycofać się ze stref bezpieczeństwa wzdłuż granic z Abchazją i Osetią Południową na pozycje sprzed konfliktu gruzińsko-rosyjskiego z 7 sierpnia. W wybuchu, do którego doszło w pobliżu siedziby sztabu rosyjskich sił pokojowych w Cchinwali - stolicy Osetii Południowej - zginęło siedmiu rosyjskich żołnierzy i siedmiu zostało rannych - potwierdził szef tych wojsk, generał Marat Kułachmetow. - Siedmiu wojskowych zginęło, siedmiu jest rannych. Wszyscy ranni zostali przetransportowani helikopterami do Rosji, do szpitali ministerstwa obrony - powiedział Kułachmetow. - Dziś podczas rutynowej kontroli w gruzińskiej wiosce Dica zatrzymano dwa samochody marki WAZ-2109. Było w nim dwóch mężczyzn bez dokumentów, prawdopodobnie narodowości gruzińskiej. Znaleziono przy nich broń i dwa granaty. Samochody wraz z tymi ludźmi zabrano do Cchinwali. Przy sprawdzaniu jednej z maszyn nastąpił wybuch, w którym zginęli rosyjscy żołnierze sił pokojowych - sprecyzował generał. Tymczasem prezydent Osetii Południowej Eduard Kokojty oskarżył o zamach gruzińskie służby specjalne. - Samochód był wypełniony materiałami wybuchowymi. Był to zamach przygotowany przez ministerstwo bezpieczeństwa narodowego Gruzji, rozpoznajemy ich styl - powiedział Kokojty agencji ITAR-TASS. Tymczasem władze Gruzji zaprzeczyły, jakoby miały coś wspólnego z zamachem w Cchinwali. - Całkowicie dementujemy te oskarżenia. Sądzę, że jest to prowokacja mająca na celu utrzymanie rosyjskich sił pokojowych w Gruzji. Oni (strona rosyjska) chcą, aby wierzyć, że napięcie rośnie i wtedy w konsekwencji Rosjanie nie będą mogli się wycofać - powiedział Szota Utiaszwili, rzecznik prasowy gruzińskiego resortu spraw wewnętrznych.