"Nie mamy wody, nie mamy jedzenia, nie mamy lekarstw" - napisał w e-mailu do swej żony kapitan. Dodał, iż załoga jest całkowicie wyczerpana emocjonalnie i fizycznie. Piraci odebrali porwanym wszystkie rzeczy osobiste, wielu marynarzy choruje. Któregoś razu zakładnikom pozaklejano oczy i strzelano im tuż nad głowami. Jak twierdzi "Spiegel", rokowania w sprawie okupu przeciągają się, gdyż piraci stawiają coraz to nowe żądania. Przez trzy tygodnie nie utrzymywali oni żadnego kontaktu z armatorem statku, hamburską firmą Leonhardt & Blumberg. W ubiegły piątek negocjacje wznowiono. Zbudowany w 1997 roku statek "Hansa Stavanger" ma nośność 21 tys. ton. Uprowadzono go, gdy płynąc na Seszele znajdował się w odległości 400 mil morskich od wybrzeży Somalii. Rozważany przez niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych szturm elitarnej jednostki komandosów GSG 9 na porwany frachtowiec nie doszedł do skutku, gdyż piraci szybko doprowadzili go do swej bazy w rejonie nadmorskiego somalijskiego miasta Harardere. Wśród 24-osobowej załogi "Hansa Stavanger" jest pięciu Niemców, w tym kapitan i pierwszy oficer.